Smyk |
Smyk był ziębą przyniesioną przez moją mamę z podwórka. Gdybyśmy się nim nie zaopiekowali czekałaby go niechybna śmierć ze strony jakiegoś kota lub psa. Miał złamaną nóżkę i był ogólnie poturbowany- długo jeszcze potem nie latał. Nie byliśmy pewni czy uda się mu przeżyć, gdyż nie mieliśmy żadnego doświadczenia w wychowywaniu dzikich ptaków. Były to wczesne lata 80-te, jedna lecznica weterynaryjna na całe, duże miasto, a ludzie inne problemy na głowie niż pomoc ptakom. Ale Smyk przeżył i nawet szybko dochodził do siebie. Mieszkał sobie w malutkiej kuchni,małego M-2 i witał nas rano radosnym ćwierkiem.Reagował też na swoje imię,choć nie do końca się z nami oswoił.Bardzo lubił kaszke manną,okruchy z chleba,żółty i biały ser i drodne muszki. Po jakimś czasie zaczął nawet latać po mieszkaniu. Było to tak dawno, że nawet nie pamiętam ile u nas mieszkał- miałam wtedy 8-10 lat, a dla dzieci czas płynie inaczej. Było to na tyle długo, że bardzo się do niego przywiązaliśmy. Pewnego dnia Smyk zniknął.Niedomknięte drzwi od |
aneta.dog@interia.pl |