Mufiego dostałam w prezencie od znajomego na otwarcie firmy jakieś dwa lata temu. Ponieważ w domu mam osiem kotów Mufi zamieszkał w firmie w pięknej, dużej klatce z drewnianym domkiem. Został mianowany Dyrektorem Generalnym i nic bez niego się nie działo. Był atrakcją naszej firmy, Jedni Klienci podziwiali go inni panicznie się bali a my kochaliśmy go jak członka rodziny. Niczego mu nie brakowało, no może towarzystwa innych szczurków, ale staraliśmy jak tylko było to możliwe mu to wynagrodzić. Miał duży dom, pyszne jedzonko, uwielbiał świeże banany. Był naszym Mufinkiem, bardzo go kochaliśmy. Niestety od kilku tygodni zrobił się mniej aktywny, bywały dni, że prawie nie wychodził ze swojego domku, jadł też znacznie mniej. Z niepokojem zaglądałam do jego domku, brałam na ręce i patrzałam w te piękne czarne oczy pytając co jest. Z dnia na dzień było coraz gorzej, dla odmiany wychodził z domku, wchodził na budkę i kiwając się wydawał dźwięki podobne do kwiczenia. 15 stycznia pojechaliśmy do weterynarza. Pan doktor niestety stwierdził, że Mufi odchodzi, odchodzi na tęczowy most. Ponieważ męczył się z powodu niewydolności krążeniowo-oddechowej podjęliśmy decyzję o eutanazji. Zasypiał na moich rękach…bądź szczęśliwy Mufinku na tęczowym moście.
Symeona Pek