Tina |
Mała suczka, której sierść była brązowa. Była u nas w rodzinie sześć lat. Mój tata przyniósł ją z dworca kolejowego. Gdy ją zobaczył ponoć myślał sobie, że to wielki szczur- bo tak wyglądała. Otworzył drzwi od pociągu i pozwolił wskoczyć na kolana. Była zmarznięta, cała drżała. Tata schował ją pod kurtkę, by ją ogrzać. Mówił na nią z początku „Złotówa”. Gdy wrócił do domu pokazał ją mnie i moim siostrom. Wieczorem przez godzinę siedzieliśmy w jednym pokoju całą rodziną. Mama trzymała ją na kolanach i wymyślaliśmy imię. Kiedy padło jakiekolwiek wołaliśmy w stronę psinki. W końcu zawołałam „Tina!”- psinka zamachała ogonem i spojrzała w moją stronę.
Niestety zdarzało jej się często uciekać, gdy była spuszczona ze smyczy. Tata gdy szedł z nią na spacer czasem wracał, wręczał mi smycz i mówił: „za dziesięć minut idź po psa”. Zawsze, gdy na dworze ją wołałam, przybiegała. W domu zawsze gdy płakałam ona przychodziła i patrzyła smutnymi oczkami i machała ogonkiem. Gdy wiedziała że mój humor jest krytyczny wskakiwała na mnie i domagała sie przytulenia. Zawsze mnie pocieszała, choćby wymuszeniem zabawy… Jej ucieczki niestety były zgubne… 3 marca 2003 roku, w niedzielę, wychodziłam na miasto. Gdy wróciłam otworzyła mi drzwi siostra i nie wpuszczając do środka wymusiła bym jej powiedziała, co udało mi się załatwić. Wtedy właśnie Tina niezauważona przez nikogo wyszła z domu, zbiegła schodami i wyszła z bloku. To była godzina 11.00. 10 minut później przyszedł z pracy tata i chciał wyjść z nią na spacer. Wtedy właśnie zauważylismy, że nie ma jej w domu. Mimo iż wszyscy przestali ja załamana chodziłam po domu i przeszukiwałam wszystkie zakątki, gdzie mogła się zmieścić. Było to dziwne, bo ledwo przed moim powrotem do domu siostra była z nią na godzinnym spacerze. O 14.15 zadzwonił telefon. Tata spał, a moja mama robiła obiad. Podniosłam słuchawkę i jakiś pan spytał: „Czy macie pieska w domu?”. Zdezorientowana nic nie powiedziałam, tylko oddałam słuchawkę mamie. Stałam obok nasłuchując jakichś informacji. Gdy odłożyła słuchawkę tata otworzył drzwi do swego pokoju i spytał kto dzwonił. – Andrzej. W tym momencie ja nie umiałam się opanować i uciekłam do swego pokoju. – Mówił gdzie? Gdy tata zaczął się ubierać, ja także rozpoczęłam poszukiwanie spodni. Wytarłam łzy i spytałam czy też mogę iść. Nie zgodzili się. Zanim tata wyszedł z domu mama powiedziała, by pojechał samochodem albo wziął jakieś pudełko, by zawieść ją od razu do weterynarza. Poszedł z niczym. W momencie gdy wyszedł ja zapłakana pobiegłam do okna balkonowego, siedziałam z nosem w szybie i patrzyłam za tatą, mając nadzieję, że Tina jest tylko zraniona, że tata przyniesie ją do domu, a ona machając ogonkiem zacznie mnie lizać po twarzy, tak jak zawsze i razem w trójkę zejdziemy do samochodu i pojedziemy do weterynarza… Chwilę później znowu zobaczyłam tatę. Jak wyszedł- tak przyszedł. Gdy wszedł do domu jak torpeda wyskoczyłam w jego kierunku chcąc spytać co z nią, ale jak w jego ręce zobaczyłam tylko obrożę nie umiałam nic powiedzieć. Tylko płakałam… Nic nie dawało… Rodzice mówili: „Jej miejscem nie był dom. Często uciekała. Kupimy ci rybki.” Ja nie chciałam rybek, nie chciałam innego zwierzaka, chciałam moją kochaną psinkę… Następnego dnia w szkole powiedziałam dwóm przyjaciółkom co się stało. Cały dzień w szkole płakałam. Nauczyciele dali mi spokój, a klasa pocieszała i mówili, że kupię sobie innego psa. Po szkole poszłam z przyjaciółkami na obwodnicę znaleźć chociaż miejsce gdzie to się stało. One szukały z jednego strony, a ja szłam w drugą. Gdy znalazły wielką plamę krwi na ulicy, a troszkę wcześniej na krawężniku, zawołały mnie. Wyobraziłam sobie jak nią spomiatało. Usiadłam na tym krawężniku i płakałam. Dziewczyny tylko stały i patrzyły ze smutkiem na mnie. W końcu mnie zaprowadziły do domu. Codziennie chodziłam w tamto miejsce i tam płakałam myśląc o niej. Tata nawet mi nie powiedział gdzie ją zakopał, bo stwierdził, że będę tam chodzić. Miał rację. Gdy tylko wybudowali tę obwodnicę bałam się o Tinę. Wcześniej był strach tylko o pociagi na torach, zaraz obok tej strasznej drogi, ale Tina umiała przejść całkiem sama przez tory, by nie trafić pod koła pociągu. Przed samochodem nie zdążyła… Od tamtego dnia powtarzałam sobie: „Dlaczego akurat Tina?”. Kiedyś po szkole, gdy byłam sama w domu rzuciłam się do poszukiwania jej obroży, smyczy, szczotki, ręcznika, itp… Nie znalazłam. Byłam zła na rodziców, że zabrali mi te rzeczy. Mam po niej tylko dwa albo trzy zdjęcia i całe wspomnienie jej życia w mojej rodzinie… Za każdym razem jak komuś opowiadałam tę historię o jej śmierci, zawsze rozpłakiwałam się w tym samym miejscu: gdy zadzwonił telefon. Teraz wiem, że tam po drugiej stronie jest jej o wiele lepiej… Jest ze swym rodzeństwem. Mimo to bardzo mi jej brakuje. Kiedyś będziemy razem na zawsze… |
Iza ( lapka1@o2.pl ) |