18.09.1999 – 30.12.2006
Jutro minie miesiąc od uśpienia mojego najukochańszego psa.
Nazywał się OPAL alfair i był czarnym terrierem rosyjskim. Urodził się 18.09.1999. Jego mamą była LADY Jaram,
a tatą słynny MŁCHPL.CH-PL-RUS.INTCH IGOR Van Dog. Mimo iż dostałam Opala gdy miał ponad 3 lata wiem,
że od szczeniaka był cudownym psem. Roztaczał wokół siebie aurę radości i miłości.
Już podczas pierwszych dni w moim domu zauważyłam, że Ja jestem dla niego najważniejszą osobą na świecie
i nie odstępował mnie ani na krok… Gdy widział że wychodzimy na spacer jego radość sięgała zenitu.
Każda chwila spędzona razem była skarbem. Uwielbiał się przytulać… Gdy miałam zły dzień lub coś się stało
zawsze przychodził do mnie, trącał mnie nosem, spoglądał cudownymi oczkami jakby chciał powiedzieć
„wszystko będzie dobrze” i przytulał się.
Gdy pewnego dnia Opal dostał ataków a la padaczkowych byłam przerażona.
Udało nam się je zlikwidować jednak nadal „coś” było nie tak… Po kilkumiesięcznym leczeniu chemioterapią
przez najlepszego Onkologa okazało się że jego jama nosowa została zaatakowana nie przez chłoniaka
tylko przez nowotwór płaskonabłonkowy, wyniki biopsji były niepodważalne, nic już nie mogłam zrobić, został mu miesiąc…
Wyciek z nosa z dnia na dzien był coraz większy, Opal chudł i tracił sierść…
Decyzja o uśpieniu go była najtrudniejszą decyzją w moim życiu… Mam nadzieję, że ulżyłam jego cierpieniu
i teraz biega na zielonych łąkach pośród ciepła i zieleni… Spoczął w naszym ogródku, zawsze będzie blisko Nas.
Był dla mnie wszystkim…
Na zawsze pozostanie w moim sercu i pamięci.
Ja jednak nie mogę się pozbierać. Cały czas płaczę.. Wszystko mi go przypomina, czasem szukam go po domu…
|