Bejbi |
To było 15 maja 1991 roku. Zadzwoniła do mnie Pani Zosia i powiedziała: pani Aldono,urodziła!!! osiem szczeniaczków, jedna sunia jest dla pani Nie mogłam się doczekać, odliczałam dni… Kupić dla suni łóżko, to byłoby za proste… postanowiłam zrobić sama. Wyszło piękne, niczym ze sklepu. Z gąbki i materiału, no i moje serce tam włożyłam, prawie całe, bo to robiłam dla niej. Przygotowany był kącik, łóżeczko,miseczki,smycz. Wreszcie nadszedł dzień, w którym czas było, przywieźć suczkę do domu Pojechałam sama. Kiedy zobaczyłam te wszystkie szczeniaczki, myślałam że oszaleję. Wszystkie były piękne, ale to ONA wybrała mnie. Podeszła i nieśmało mnie obwąchała, potem już wlazła mi na kolana /siedziałam na podłodze/ i już ode mnie nie odstąpiła. Wiedziałam, to nasza Bejbi. Przywiozłam ją do domu, był gorący lipiec, mąż był bez koszuli, wziął maleństwo na ręce, a ona złapała męża za sutek i zaczęła ssać… tym kupiła mojego męża już do końca. Jestem jej ojcem, mówił.. Nazwaliśmy ją BEJBI /niby że nasze dziecko i tak ją traktowaliśmy, jak dziecko, bo weszła do naszej rodziny/ Była słodka i mądra. Była piękna… po ojcu medaliście . Umaszczenie miała czekoladowo podpalane. Świecąca sierć. Była taka drobniutka … Kochaliśmy ją wszyscy całym sercem, ale ostatecznie to ja się nią zajmowałam, na mnie spadł ten obowiązek, bo nie pracowałam. Dużo czasu spędzałyśmy we dwie, dużo do niej mówiłam, a ona rozumiała wszystko. Dwa razy w swoim życiu miała szczenięta, cudne jamniczki, na które jak Bejbi była w ciąży, już miałam przyszłych właścicieli. Pierwszy raz urodziła trzy szczeniaczki i było bez problemu, ale następna ciąża to poród poprzez cesarskie cięcie. To doktor Sumińska Dorota, robiła operację, ratowałyśmy szczeniaczki. Urodziło się osiem, ale Bejbi dostała rzucawki poporodowej, walczyłam o jej życie, sama podawałam jej leki i robiłam zastrzyki, karmiłam szczeniaczki, aby odciążyć chorą mamulkę. Wszystko na szczęście skończyła się dobrze. Maluchy trafiły w dobre ręce, sunia po porodzie zebrała się do kupy. Lubiła podróżować, jeździliśmy do teściowej, do domu oddalonego od naszego o 400 km, a Bejbi siedziała mi całą drogę na kolanach i obserwowała drogę. Była ufna, była mądra, kochana, traktowaliśmy ją z mężem jak swoje dziecko… jeszcze jedno, kochaliśmy ją. Była u nas 9 lat, była zdrowa, silna, nie miała ani jednego siwego włoska, była pełna życia… kochała nas. Ale 1 lutego 2000 roku życie jej przerwał, nagle, szalony taksówkarz, który znikąd podjechał na nasze podwórko, gdzie syn wyszedł na spacer z Bejbi. Było ciemno… W jednej chwili załamał nam się świat, wszystko runęło, pękło jak bańka mydlana. Wszystko się skończyło, nie mogłam uwierzyć, znaleźć sobie miejsca… Bejbisiu nasza laleczko, myślę że należy Ci się pomniczek pamięci… |
Aldona Przepiórka ( ziutka1410@o2.pl ) |