Baxter



Baxter

25.08.1999 – 30.12.2004

Basior Baxter, pręgowany pies rasy American Staffordshire Terrier urodzony dnia 25 sierpnia 1999 roku na Wyspie Puckiej
w Szczecinie. Zamieszkał z nami 1 października 1999 roku i od pierwszej nocy nie zapiszczał ani razu, nie zaskomlał
za swoją psią rodziną. Tak mu było dobrze z nami. Spał sam w swoim kojcu, jadł do syta i bawił się. Dorastał wśród
kochających go ludzi i przyjaznego otoczenia.

Przez pierwsze tygodnie próbowała go wychowywać nasza kotka Psotka, ale nie dawała rady z powodu różnicy wzrostu
i temperamentu. Piesek rósł i chciał się bawić, poznawać świat, a kotka już nie. Dzięki niej Baxter był nastawiony
„pokojowo” do kotów.

Dzieciństwo swoje spędził w mieście i może uważać je za udane i szczęśliwe. Miał tu różnych przyjaciół a najbardziej
znanym jest BONZO. Mieszkali na jednej ulicy choć chadzali o różnych porach na spacery dla własnej wygody
i bezpieczeństwa. Dwóch dominujących samców na jednej ulicy to za dużo. To tu powstało powiedzenie: „Baxterek,
idziemy na spacerek.”

Dorosłość przyszło mu przywitać na wsi, gdzie mieszkał z nami w domku z ogródkiem przez trzy zimy. Najbardziej
imponowały mu krowy. Dla niego to były psy, tylko że duże. Sam chciał być taki duży jak one. Kiedy nie szczekał na
krowy, biegał po polach i łąkach, kąpał się w strumyku i jeziorze, i był bardzo zadowolony. Do czasu, kiedy pojawiły się
pierwsze oznaki choroby z błędnikiem. Leczenie było długie i mało skuteczne. Czasem zataczał się jak pijany.
Ta przypadłość nie opuściła go aż do ostatnich dni.

Tak jak woda w rzece nieustannie jest w ruchu, tak i my ruszyliśmy się ze spokojnej wsi i wróciliśmy do miasta
29 lutego 2004 roku, ale to już nie było to samo miasto. Tak trzeba było Baxterku…

Po wiośnie, lecie i jesieni nadeszły smutne dla mnie dni zimowe. W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia nasz Baxter
stracił apetyt i śmiertelnie zachorował na wirusowe zapalenie jelit. Nie pomogło leczenie i odszedł od nas w godzinach
rannych dnia 30 grudnia 2004 roku przeżywszy pięć lat, cztery miesiące i pięć dni. Mojego strachu, bólu, bezradności
i rozpaczy nie da się opisać. To trzeba przeżyć. Byłem z Tobą Baxterku w czasie agonii. Ja też umierałem powoli.

Sylwester 2004 i Nowy Rok 2005 były najgorsze ze świątecznych dni w moim życiu. Pozostało puste miejsce po Tobie,
Baxterku i nieukojony żal. Czas wolno leczy rany, które ciągle są żywe i krwawią. Baxterku, jesteś w mojej pamięci
wyryty jak tatuaż!!!

Twój na zawsze Andrzej.

Andrzej N. Olejniczak, Szczecin ( ano@ps.pl )

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.