Wojtuś przyjechał do nas z drugiego końca Polski. Znalazłam ogłoszenie, że są do odbioru kotki perskie i postanowiłam
kupić jednego, a w zasadzie jedną, bo chciałam mieć kotkę. Kotek zamieszkał z nami kiedy miał ukończone 3 miesiące.
Dostał na imię Noemi. Wszystko było w porządku, do momentu aż nie zachorował…
Dlaczego piszę Wojtuś skoro to była kotka…? Już wyjaśniam. Wojtuś zachorował i weterynarz do którego pojechaliśmy
oznajmił nam, że nasza kotka jest kotem za wcześnie wykastrowanym… Został wykastrowany jak miał ok. 2 miesięce i
sprzedano nam go jako kotkę… Biedny zwierzak dostał mocznicy i jego organizm truł się jego własnym moczem. Przez
wykastrowanie nerki nie pracowały jak powinny. Cały układ moczowy był zakażony, lekarz dawał mu marne szanse.
Postanowiliśmy ratować go za wszelką cenę i… udało się. Pomalutku wykaraskał się z tego i od tamtej pory miał na imię
Wojtuś. Po chorobie wyglądał strasznie, bo wyłysiał. Ogromnym bólem było patrzeć jak ukochany pupil się męczy. Po paru
miesiącach wszystko się ułożyło. Wojtuś dostawał specjalną karmę, maści i myśleliśmy, że to koniec problemów, ale
niestety myliliśmy się. Po ok. 1,5 roku zachorował po raz drugi. Walczyliśmy znów o niego choć weterynarz twierdził, że
raczej się nie uda. Tym razem również się udało. Wojtek miał niesamowitą wolę życia. Nie chciał odchodzić, kochał nas
całym swoim kocim serduszkiem. Przy każdej chorobie byłam przy nim, opiekowałam się nim, tuliłam i chyba to też sprawiało,
że nabierał siły żeby ją pokonywać. Żył 9 lat. Każdy weterynarz dziwi się, że kot z taką chorobą żył tak długo.
Odszedł 9 stycznia 2010r. Choroba złapała go po raz kolejny, ale tym razem daliśmy mu odejść. Byłam z nim do ostatniego
bicia serduszka. Kocham Cię Wojtusiu. Zawsze będziesz w moim sercu…
|