Tycjan

2000 -2001

Tycjan

Malutkie szaro-pręgowane kociątko zjawiło się w domu moich rodziców niespodziewanie, jako drugie z kolei. Rodzice nie przepadali za kotami i nie bardzo chcieli mieć jednego kotam, a co dopiero dwa. Koteczek urodził się na działkach późnym latem i był zbyt mały, aby przeżyć zimę pod gołym niebem. Miał zostać tylko na chwilkę, dopóki nie znajdzie się dla niego przyjaznego domu. Został na zawsze- bardzo krótkie zawsze. Podbił szybko serca całej rodziny i nikomu już nawet przez myśl nie przeszło, aby go oddać. Chodząca miłość i ufność do ludzi i domowych psów z którymi jadł, spał i rozrabiał- taki właśnie był Tycjan. Nie można było go nie pokochać. Te ufne oczka patrzące na nas zawadiacko, te jego szalone harce z najdrobniejszym paproszkiem, te małe ciałko wtulone w ogromnego psa, donośne miauczenie gdy czegoś chciał i kojące mruczenie gdy było mu dobrze…

Był piękny majowy weekend 2001 r. kiedy zaginął. Na początku myśleliśmy, że poszedł na długi spacer na pobliską łąkę lub do lasu- był taki ciekawy otaczającego go świata. Czekaliśmy, wołaliśmy… 3 maja mama postanowiła go szukać po całej okolicy do skutku. Mieszkaliśmy wtedy wśród budujących się domów i znalezienie małego, 8-miesięcznego kotka nie było łatwe, ale mama się zaparła… Znalazł go mój brat: przetrącony kark i poszarpane ciałko. Leżał ze 100 metrów od domu, tak niewiele mu zabrakło…

Minęły trzy lata od jego śmierci, a ja nadal pamiętam tą niewyobrażalną rozpacz, szczególnie mojej mamy, która do tamtej chwili nie zdawała sobie sprawy, że tak bardzo można pokochać kota. Mama przez kilkanaście dni nie mogła normalnie żyć, nie wchodziła do kuchni, gdzie na zmywarce stała jego miseczka, odruchowo patrzyła na pusty parapet, na którym czekał, aby go wpuścić do domu.

TYCJANKU przez ten krótki czas wniosłeś tyle szczęścia i miłości do naszego życia ile tylko zwierzę może dać człowiekowi, bo człowiek może dać tak mało… Nie zapomnimy Cię nigdy, zawsze pozostaniesz w naszych sercach i pamięci. Zabrałeś ze sobą cząstkę nas, cząstkę radości… Pozostał bezgraniczny smutek i tyle pytań bez odpowiedzi- czy mogliśmy Cię lepiej pilnować, czy byłbyś szczęśliwszy nie wychodząc na dwór, nie łapiąc muszek, słońce oglądając przez szybę, czy gdybyśmy nie mieli psów,którym ufałeś nie zabiłyby Cię tamte, czy… Jeżeli to nasza wina to bardzo przepraszamy- chcieliśmy tylko, żebyś był szczęśliwy. Czekaj koteczku na Tęczowym Moście, każdy z nas tam dotrze w swoim czasie. Do zobaczenia.

Aneta ( aneta.dog@interia.pl )

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.