Kochana Tusiu!
Tak naprawdę to nie wiem od czego zacząć… Byłaś takim wspaniałym kotkiem i tak bardzo brakuje nam Twojego mruczenia, Twoich polowań i Twojej obecności. Tak trudno ciągle uwierzyć, że już nigdy nie wybiegniesz na powitanie, że już nie przyjdziesz do kuchni upomnieć się o pokarm. Dom jest taki pusty bez Ciebie, a w sercu tylko żal pozostał.
Kiedy Cię przywiozłam do domu byłaś taka malutka, miałczałaś w koszyczku, aż ludzie w pociągu się dziwili co to za niezadowolony pasażer jedzie… A potem tak urosłaś, że byłaś większa od tego koszyczka.
Zadomowiłaś się u nas, a my wszyscy pokochaliśmy Cię od pierwszego wejrzenia. Bo jak można Cię było nie pokochać. Przez te 8,5 roku swojego pobytu u nas, nigdy nie sprawiłaś nam kłopotu. Oczywiście nie liczę Twoich wyskoków przez okno ( na szczęście nic Ci się wtedy nie stało). Byłaś ze mną w najtrudniejszych chwilach mojego życia, kiedy traciłam kolejne miejsca zatrudnienia, kiedy przeżyłam nieodwzajemnioną miłość i zostałam oszukana. Ty wtedy siedziałaś u mnie na kolanach, pozwalałaś się przytulać i słodko mruczałaś, jakbyś chciała mi powiedzieć, że przecież będzie dobrze, że to pasmo koszmarnych cierpień musi się kiedyś skończyć. Bo właśnie Twój pobyt u nas wypadł na – jak dotąd – moje najgorsze 8 lat… I właśnie Ty w tym czasie byłaś moją pocieszycielką. To było niesamowite, że przez 8 lat nie chorowałaś wcale. Czy Ty wiesz, że ja nawet nie wiedziałam ile kosztują wizyty u weterynarza? Czasami przyjeżdżał pan doktor na zastrzyk antykoncepcyjny i wiem, że wtedy byłaś wkurzona okropnie, bo nieraz prychałaś na niego- a co, niech sobie nie myśli, że jest tu mile widziany! Kiedy zachorowałaś równocześnie na dwie choroby to myślałam, że mi serce pęknie, nie dość że czekałaś na sterylizację to jeszcze ten guzek…? Tak strasznie się ucieszyłam jak się obudziłaś po zabiegu! Bo Ty pewnie nie wiesz, że ja codziennie płakałam wyobrażając sobie, że Cię stracę po tej sterylizacji. Nawet nie zwracałam uwagi na to, że podstępnie czai się choroba nowotworowa, która pokonała Cię w ostateczności. W sumie przeszłaś trzy operacje, a po tej ostatniej lekarze skapitulowali… Wiesz, że jeden nich chciał Cię wtedy uśpić? Ale jednak nie zrobili tego – na całe szczęście, bo gdzieżbyś biedaczko spoczęła??? Przecież na zewnątrz było pół metra śniegu i -20 stopni. I tak kochany Tusiaczku dożyłaś do Świąt Wielkanocnych… A dwa dni po świętach, kiedy nie mogłaś ustać na łapkach, tato zaniósł Cię do weta na ostatni zastrzyk, prawie nie wiedziałaś co się koło Ciebie dzieje, byłaś już jakby w innym świecie…
Przez ten rok Twojej choroby prawie codziennie płakałam, wiedziałam że odejdziesz… Ale… powiedz dlaczego, jak jem obiad to instynktownie odkrawam kawałek mięsa i myślę, że zaraz staniesz koło krzesła i popatrzysz na mnie z prośbą o smaczny kąsek, dlaczego jak dzwoni domofon, to wydaje mi się, że zaraz wybiegniesz na powitanie, dlaczego to, dlaczego tamto…? Tak ciężko przyzwyczaić się, że Cię nie ma. Nie ma Cię w domu- fizycznie, ale w naszych sercach pozostaniesz na zawsze. NA ZAWSZE. Kochamy Cię Tusiaczku- do zobaczenia po Drugiej Stronie!
|