Psotka #2 |
5 VII 2003 – 6 IX 2005
6.IX.2005 Nie mogę zrozumieć co się stało. Jeszcze o północy to był normalny, szalony, dwuletni kociak; biegała po domu, bawiła się, przytulała. Nie sprawiała wrażenia chorej. Teraz – odeszła. Mieszkaliśmy razem przez dwa lata. Bardzp się zżyliśmy- wszyscy w czwórkę, a mieliśmy nadzieję, że w piątkę- z naszym synkiem Pawełkiem, który lada dzień ma się urodzić. Psotka uwielbiała sypiać w jego przyszłym łóżeczku i wózku, zastanawialiśmy się z mężem co będzie, jak mały się urodzi. Teraz już wiem- nic nie będzie. Nie będzie już tego małego, wiecznie włażącego we wszystkie zakamarki kotka. Nie będzie już małego niezależnego złośnika, który dawał się brać na ręcę tylko wtedy, kiedy miał na to ochotę i nie był w stanie wysiedzieć tam dłużej niż 15 sekund. Z kim będę się bawić w aportowanie myszek? Kto będzie przychodził do mnie „pogadać” o ważnych kocich sprawach…? Bardzo mi jej brakuje. Wiedziałam, że koty kiedyś odejdą, bo żyją krócej niż ludzie, ale dlaczego teraz? Dlaczego tak nagle??? Mąż pochował ją koło pomnika na wzgórzu Kaim- z pięknym widokiem. Mam nadzieję, że będzie się jej tam podobało. Żegnaj Psoteczko. Zawsze będziemy o Tobie pamiętać. Do zobaczenia, kiedyś… |
Asia Grzywna |