Dnia 13.02.2009r. odeszła moja kochana psinka o imieniu Sonia. Chorowała 2 lata, dostawała tabletki na serduszko,
dzięki nim była dłużej przy mnie…
Znalazłam Sonię jako małego szczeniaka porzuconego na polu, nie miała jeszcze oczek, karmiłam ją mleczkiem z butelki.
Był to dzień 31.05.1999r., pamiętam jak dziś, miałam przystąpić na następny dzień do pierwszej komunii świętej
powiedziałam mamie, że Sonia będzie moim najpiękniejszym prezentem na komunie, została z nami.
Wychowywałam ją jak własne (dziecko ;) ), opiekowałam się nią, pokazałam jej miłość, którą
ją obdarzyłam. Sonia szybko się do mnie przyzwyczaiła, byłyśmy dosłownie wszędzie razem, nawet do lekarza ze mną jechała.
Gdy widziała, że płaczę zawsze podeszła do mnie, przytuliła się, a mi już było na sercu lepiej.
Nie mam przyjaciół, a ona była największym, najwierniejszym przyjacielem, rozmawiałam z nią, śpiewałam do niej, całowałam
po jej chorym oczku, ponieważ na starość zrobiła jej się zaćma w lewym oczku. Wcześniej, gdy Sonia jeszcze żyła czytałam
na stronach internetowych o „Tęczowym Moście” strasznie się przejęłam, gdy zobaczyłam jak właściciele swoich ukochanych
psów piszą z tęsknotą i bólem o utracie swoich piesków. Od tamtej pory myślałam jak to będzie ze Sonią, przecież ona
wiecznie żyć nie będzie, albo będzie pierwsza ona albo ja???
Minęły już 3 miesiące od przeglądania strony internetowej, przyszedł nowy miesiąc grudzien 2009r. Sonia zaczęła chorować,
pożyczyłam pieniądze na jej leczenie, chciałam za wszelką cenę ją wyleczyć. W nocy z 12 na 13 grudnia Sonia zaczęła
dostawać ataki serca, dusić się, nie mogła nabrać powietrza, nie mogłam na to patrzeć, cały czas czuwałam nad nią,
masowałam ją po brzuszku. Wpadłam na pomysł, żeby dać jej do picia wodę cudowną i powiesiłam na jej szyi mój medalik,
który nosiłam i noszę nadal. Jestem osobą wierzącą, ale niestety nic jej nie było lepiej. Przysnęłam na godzinkę, gdy się obudziłam Sonia żyła,
obdzwoniłam wszystkie weterynarie, była niedziela, ciężko w taki dzień dostać się do weterynarza. Los się do mnie
uśmiechnął, chociaż na chwilę, przyjechałam z nią szybko do przychodni, powiedziałam do weterynarza, żeby ją ratował!!!
Doktor powiedział mi, że Sonia ma wodę w płucach i na serduszku, że nie da się jej już uratować, jedyne co może zrobić
to uśmierzyć jej ból i ją uspać. Co ja miałam zrobić, nie mogłam pozwolić jej się dłużej męczyć. Na koniec przytuliłam ją
i wycałowałam. Doktor podał jej zastrzyk i cichutko zasnęła. Myślałam ,że serce mi pękło, cały świat mi się zawalił.
Weterynarz włożył ją do kartonika, spakowałam jej kocyki, zabawki i miski. Było mi ciężko, musiałam ją zakopać.
Zakopałam ją w miejscu gdzie zawsze byliśmy razem, postawiłam na jej grobie metalową tabliczke z napisem Sonia. Ja nie
płakałam, ja wyłam jak zwierzę za nią. Proszę, powiedz mi czy ona jest szczęśliwa??? Kocham ją!!!
Nie mogę się pozbierać cały czas płaczę za nią, liczę dni i godziny jak jej już nie ma!!! Miała 10 lat, jeszcze mogła żyć
byłam z nią taka szczęśliwa. Teraz świat stracił dla mnie kolory, jestem samotna, niechciana, a ona??? Pomogła mi w tym
wszystkim… Sonia kocham cię!!!
|