Komancz

Komancz

drugi dzien odkad nie ma Komancza… kazda nastepna chwila jest gorsza, bol sie nie zmniejsza. Coraz wieksza groza dopada,
co poczać w tej straszliwie pustce i ciszy.

Ponad 5 lat temu wystarczyło mi 15 minut na zastanowienie, czy Komancz trafi do mnie. Opowieść o schroniskowym piesku
szybko pozwolila mi podjąc decyzje. Zamieszkał ze mna z ogonem obgryzionym przez inne pieski w boksie. Jeszcze w
schronisku na moj widok posikał sie ze szczescia. Wiedział, ze nadszedł jego dzien, a ja nawet nie spodziewalam sie ze
jest tak duzy. Uczylismy sie siebie nawzajem… w weekendy odbywalismy dlugie spacery, wrecz wedrowki, gdzie nowe
ciekawe zapachy, gdzie trawa albo snieg do wytarzania. Szedl zawsze przodem, ale co jakis czas sprawdzal, czy jestem
dostatecznie blisko. Nauczyl sie spac ze mna w lozku. Wszystkie trudy wynagradzal mi takim charakterystycznym
westchnieniem szczescia i spokoju kiedy zasypial obok mnie.

Od pol roku zaczał podupadac na zdrowiu. Leczenie bylo
wybraniem mniejszego zła, ale i tak niestety bitwe przegralismy. Odszedł na moich kolanach 4 listopada, zasypiajac po
zastrzyku. Racjonalnie wiem, ze juz nie cierpie, ze to była kwestia czasu, ale nie ma Go tu ze mna… Boli tak mocno, ze
nie wiem jak zyć dalej. Komancz był jedyną istotą na świecie, ktora nigdy mnie nie zawiodła, ktorej milosc byla
najszczersza i bezwarunkowa…

Kasia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.