Karusek

Karusek

Upłynęło troszkę czasu od kiedy odszedł nasz przyjaciel – piesek Karusek, który był częścią naszej rodziny i którego bardzo kochaliśmy i nadal kochamy. Na zawsze będzie żył w naszych sercach i pamięci.Postanowiłam napisać o Nim, aby oddać hołd Jego krótkiemu życiu, które wniosło do naszej szarej codzienności tyle ciepła i miłości.
Karusek (wiosna 2000 – 03.09.2012)

Pamiętam, że była wtedy wiosna. Tata zabrał mamę i mnie na małą wycieczkę. Jednak nie była to zwykła przejażdżka, wszyscy bardzo dobrze znaliśmy cel naszej podróży. Jechaliśmy po małego szczeniaczka, który wkrótce miał stać się jednym z domowników. Początkowo chciałam, aby był to większy piesek ale gdy zobaczyłam małego uszastego jamniczka, który dziarsko przedzierał się wśród całej watachy siostrzyczek i braciszków, już wiedziałam, że nie zamieniłabym Go na żadnego innego pieska. Karusek, bo tak daliśmy na imię naszemu przyjacielowi, przyjechał z nami do domu i w bardzo szybkim czasie skradł nasze serca. Był jeszcze bardzo malutki i kiedy pił moczył uszy w mleku, dużo spał, a gdy się budził, gryzł nas i bawił się, by znów zapaść w głęboki sen:) Kiedy nie miał kto z nim zostać w domu, ja symulowałam chorobę by nie iść do szkoły i móc opiekować się moim pupilkiem.

Tak mijały nam latka beztrosko,aż Karusek urósł a ja wyjechałam na studia. Rozłąka z rodziną była niełatwym doświadczeniem ale zawsze kiedy wracałam czekał na mnie mój Wiewióreczek (dlaczego?- bo zawsze wdrapywał się na mnie z radości jak wiewiórka, by szybko dotknąć mokrym nosem mojego policzka). Tak było zawsze…

Jaki był mój Karusek? Radosny, bardzo głośny – lubił sobie poszczekać, przyjacielski dla ludzi i zwierząt (spał z kotem i jadł z nim z jednej miski), leniuszek i susełek. Tak, uwielbiał spać – zwłaszcza ze mną w łóżku i to zakopany głęboko pod kołdrą:) Był prawdziwym przyjacielem, potrafił słuchać kiedy trzeba, a sama jego obecność, głowa złożona na moich kolanach działała kojąco na wszystkie zmysły.

Pod koniec życia Karusek podupadał na zdrowiu, cierpiał na dyskopatię, a potem problemy w układem moczowym. Rodzice stoczyli prawdziwą batalię by Go uratować. Niestety w ciepły, słoneczny wrześniowy poranek (około godziny 11ej) nasz Malutek przegrał walkę z chorobą i zasnął… tym razem na zawsze…

Ciężko jest pogodzić się z tą stratą, ale wiemy, że nasz przyjaciel już nie cierpi i pewnie bawi się na zielonej trawie za tęczowym mostem.

Dziękujemy Ci Karusku, że byłeś z nami…

Marta, Mama, Tata i Dziadek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.