Ferbi |
Wczoraj, 17 listopada 2012 roku, odszedł mój najwierniejszy, najlepszy przyjaciel – Ferbi. Całą noc wymiotował, a rano był słaby. Nie biegał wesoło po mieszkaniu, nie dreptał energicznie, nie machał swoją puszystą kitą. Z podkulonym ogonkiem powoli chodził z pokoju do pokoju i leżał. Podsuwał mi swoją główkę, żebym go głaskała, tak jak zawsze to robił. Pojechaliśmy do weterynarza, pani nie wiedziała co mu jest, ale dała mu jakieś trzy zastrzyki. Wracałam do domu z myślą, że będzie dobrze, że zaraz mu przejdzie… Jakiś czas temu chorował na zapalenie krtani i zawsze po zastrzykach mu przechodziło. Tyle, że zapalenie krtani wracało, aż 3 razy. I dlatego tym razem udaliśmy się do innego weterynarza, poleconego przez moją ciocię. Chciałam, żeby pomogła już raz na zawsze. Kiedy już mieliśmy wychodzić z samochodu do domu, Ferbuś stracił przytomność. Jak go zobaczyłam takiego to od razu zaczęłam ryczeć. Szybko wróciliśmy do weterynarza. Położyła go na stole, próbowała go reanimować, po czym powiedziała ”On po prostu umarł.”. Miał obrzęk płuc. Nigdy nie zapomnę tych słów, nogi mi się ugięły, nie mogłam w to uwierzyć, wyłam z bólu. Wyję do tej pory. Nie mogę się z tym pogodzić. Może gdybyśmy pojechali do innego weterynarza to by żył??? A to ja kazałam tam jechać… Może to był jej błąd, może nie powinna dawać mu aż trzech zastrzyków, tymbardziej że nie wiedziała co mu jest! Jestem na siebie wściekła, tak bardzo mnie to boli. Świadomość, że może gdybyśmy pojechali do innego weterynarza, to by wszystko było wporządku. Gdy wróciliśmy do domu, siedziałam nad jego ciałem, głaskałam go i wyłam, wyłam z rozpaczy. Pochowaliśmy go z jego ulubionymi zabawkami, i liścikami od nas. Nie docierało do mnie, że kiedy wrócę do domu, to JEGO już nie będzie. Ale niestety, zapukaliśmy do drzwi, a tam nie było już słychać radosnego szczekania. Weszliśmy do domu i nikt nas nie przywitał skacząc, szczekając, ciesząc się. Gdy zobaczyłam puste miejsce, tam gdzie wczesniej leżało jego legowisko, poczułam taki ogromny ból, taką pustkę, położyłam się i płakałam już cały czas, razem z moją mamą. To nie był zwykły płacz, to było wycie, taki okropny ból, że to już się stało, że nie cofniemy czasu, że już NIGDY GO nie pogłaszczemy, już nigdy go nie zobaczymy. Katowałam i dziś nadal się katuję oglądając filmik na telefonie z NIM roli głównej. Boże, serce mi pęka.
Ferbuś był z nami ponad 9 lat. 9 pięknych lat wspólnej zabawy, wspólnych spacerów, tulenia się. Pamiętam jak go kupowaliśmy, z kilku malutkich pekińczyków, wybrałam właśnie jego, pierwsza wzięłam go na ręce. Zawsze jak jeździliśmy na wakacje to dostosowywaliśmy się pod NIEGO, zawsze braliśmy go ze sobą. Był członkiem naszej rodziny, śmialiśmy się, że to trzecie, adoptowane dziecko moich rodziców. Mój braciszek. Był taki radosny i energiczny. Uwielbiał bawić się balonami i miał taką słodką, zagubioną minkę jak balony pękały, rozglądał się w koło i nie wiedział co się stało. Uwielbiał też przytulać się do nas i być głaskany, dopominał się o to. Jeszcze dzień przed jego śmiercią zachowywał się normalnie, był wesoły, biegał, bawił się ze mną! Dlaczego odszedł tak nagle, tak szybko?! :(( Wylałam hektolitry łez i nadal płaczę … A zawsze, ale to zawsze jak płakałam, on przychodził do mnie na kolana i mnie pocieszał, chciał mnie lizać, wtulał się we mnie. A jego mądre spojrzenie było przepełnione miłością, naprawdę. Miał swój zadziorny charakterek, ale taki był właśnie Ferbi, i takiego go kochałam, bezwarunkowo. Jak coś spsocił to chował się z podkulonym ogonkiem i smutną minką, a potem przychodził przeprosić. Jak wyjeżdżałam na studia, zastanawiałam się jak ja będę wytrzymywać 5 dni bez Ferbiego. Ostatnio zastanawiałam się jak to będzie jak wyjadę na erasmusa i nie będę go widziała przez pół roku. A wczoraj, przyszło mi go pożegnać na zawsze. Nie rozumiem tego, ból w środku mnie wręcz rozsadza. Dla niektórych może to być tylko pies, ale ja straciłam kogoś kogo kocham, kto był ze mną prawie połowę mojego życia, kto był taki wspaniały, kochany, najkochańszy. nie mogę uwierzyć, że już nigdy się we mnie nie wtuli, nie mogę. Przeczytałam o tęczowym moście i wierzę, że naprawdę on tam jest i kiedyś się z nim spotkam. Ferbusiu, bardzo bardzo za Tobą tęsknimy, kochamy Cię i kiedyś do Ciebie przyjdziemy! Dziękujemy za wszystkie wspaniałe chwile i przepraszamy za wszystko co mogło Cię zaboleć. Bardzo Cię kochamy i będziemy Cię kochać już zawsze. Zawsze zostaniesz w naszych sercach. |
Nicole Pawłosik |
Współczuję moja suczka saba ma 16 lat nie czuje się najlepiej wymiotuje,oślepła I naprawdę dzień w dzień płacze, że jej już nie będzie. :(