Tequila |
Mój narzeczony pracował w pewnej firmie. W magazynie tejże firmy mieszkała koteczka. Miała zapewnione jedzenie i miejsce do spania, w zamian za łapanie myszy. Niestety nikt nie zatroszczył się o jej antykoncepcję, wiec w kwietniu 2001 roku urodziła 4 śliczne kociaki. Gdy podrosły zabrałam ich mamę na sterylizację, a kociakom postanowiłam znaleźć dom. Minął miesiąc od śmierci znalezionej kici i zaczęłam się zastanawiać nad posiadaniem kota. Wcześniej nie przyszło mi to do głowy. Rodzice, mieszkający obok, mieli aż 4 koty i to mi wystarczało. Po długich obradach ustaliliśmy z narzeczonym, że weźmiemy jednego kociaka. Wybraliśmy trójkolorową kotkę i nazwaliśmy ją Tequilka. Miała wtedy 2,5 miesiąca. Po tygodniu, niespodziewanie dla nas samych, przywieźliśmy jej siostrzyczkę – Salmę. Tequilka była u nas zaledwie dwa miesiące. Któregoś dnia, podczas zakupów, zadzwoniła do mnie zapłakana mama. Że Tequilka, że pies sąsiadów… Powiedziała, że spotkamy się w klinice. Ale nie było po co… Widziałam ją. Na jej ciele nie było ani jednej rany, ani jednej kropli krwi… Miała skręcony kark. Okazało się, że Tequilka przeszła do sąsiadów. Nigdy wcześniej tego nie robiła. Nie sądziliśmy, że może to zrobić, bo ogrodzenie było zabezpieczone siatką. Niestety siatka okazała się w jednym miejscu naderwana. Długo nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Płakaliśmy wypakowując z siatek kocie jedzenie. Tequilka była bardzo spokojnym kotkiem. Nie tak wylewnym jak Salma, ale równie kochającym. Swoje chwile pieszczot miała zawsze w środku nocy, gdy najsmaczniej spalam. Wszyscy, którzy ją widzieli mówili, że ma takie poważne spojrzenie. Jak kot po przejściach. A nam codziennie brakuje tego spojrzenia. Mam nadzieję, że była z nami szczęśliwa. Tak jak my z nią. |
Sandra |