W kwietniu odeszło ode mnie moje słońce, mój ukochany
kot- Silver. Zachorował tak nagle. To miało być nic
groźnego. Stan zdrowia nie poprawiał się. Wizyta za wizytą,
niepokój wzrastał. W końcu pobrano próby z
podejrzeniem raka w szczęce. Przez jakie piekło przeszłam,
czekając na wyniki, nietrudno zrozumieć. Wciąż miałam
nadzieję.Wynik potwierdził podejrzenia. Świat zawirował przed
oczami, tak nie może być, nie mój Silver. Przecież tego
kota aż rozsadza energia życia…
Walczyłam razem z nim przez 4 miesiące. Każdy nowy dzień był
dniem nadziei i zwątpienia. Aż przyszło pogorszenie, Silver miał
kłopot z jedzeniem, miał ból. Trzeba było podjąć decyzję,
która mogła być tylko najgorszym koszmarem. Zawołałam
lekarkę do domu, sama dałam mu zastrzyk, pomoglam mu zasnąć. Nie
chciałam go stresować obcymi ludźmi.
Nadal czuję ciepło jego futra, słyszę jego mruczenie i widzę te
mądre oczy wpatrzone we mnie. Tak krótko było ci dane być
ze mną (12 lat), a dałeś tak wiele. Twoja inteligencja, twoje
przywiązanie do mnie, twoja uroda- to mogłeś dać mi tylko ty
Silverku. Czy pamiętasz jak maleńkiego, bardzo zaniedbanego
kociaka przyniósł do domu Krzysiu- to byłeś ty. Szybko
wyrosłeś na przepięknego kocura, który zawładnął nie tylko
moim sercem, ale też całym domem, podporządkowując sobie wszystkie
zwierzęta. Mój Boże, ile wspaniałych wspomnień, które
teraz tak bolą.
Taki żal miałam do Boga, że zabiera mi właśnie ciebie. Tak
musiałam zrobić, abyś nie cierpiał. Ty jesteś spokojny. Czy
pamiętasz, co ci szeptałam do ucha, gdy spokojnie zasypialeś?
Kocham cię mój Silverku i obojętnie dokąd odejdziesz
będę zawsze z tobą- sercem- aż przyjdzie ten czas, gdy
przybiegniesz mi na spotkanie i juz nic nas nigdy nie rozdzieli
|