Ozyrys |
Ozyrysa wzięliśmy ze schroniska. Ja, czyli Sylwia nie byłam przekonana do posiadania kota. Pojechaliśmy do schroniska tylko obejrzeć! Kiedy weszliśmy do kociarni, a pani wypuściła koty z klatki przybiegła do nas czarno-biała „krówka”. Kot zaczął się łasić, ocierać o nogi. Kiedy Radek wziął go na ręce, położył mu główkę na ramionach. Chcieliśmy go zostawić, żeby obejrzeć kotkę (chcieliśmy mieć kotkę, a nie kota), jednak nie było to możliwe. Biegł i miałczał za nami. Zdecydowaliśmy się go zabrać. W samochodzie trzymałam go na kolanach, a on mnie polizał po ręce (dziękował nam, że zabraliśmy go ze schroniska)! Tak przyjacielskiego kota jeszcze nie widzieliśmy!
Nasze szczęście trwało 2 dni… Trzeciego dnia zwymiotował! Pojechaliśmy do weterynarza. Dowiedzieliśmy się, że wszystkie koty ze schroniska chorują, a tylko niektóre przeżywają! Nasz musi żyć- pomyśleliśmy. Następnego dnia przyszły jego wyniki badań. Panleukopenia- diagnoza brzmiała jak wyrok! Dowiedzieliśmy się, że przy dużej determinacji opiekunów 10% kotków przeżywa! On musi żyć- obiecaliśmy sobie. Musieliśmy mu podłączyć kroplówkę. Sami jesteśmy lekarzami (tylko, że medycyny ludzkiej) więc robiliśmy mu w domu kroplówki. Początkowo dożylnie, póżniej zatkał się wenflon i musieliśmy podskórnie. Walczyliśmy 12 dni- wzięłam zwolnienie z pracy, żeby kotek nie był sam. Po 12 dniach Ozyrys wstał, zaczął się myć, zwiedzać mieszkanie i cicho miauczeć. Byliśmy tacy szczęśliwi. Martwiło nas, że nie chce jeść! Gotowaliśmy mu to co weterynarz kazał, kurczaczki, rybki, kupiliśmy karmę leczniczą u weterynarza. Po 2 dniach zaczął słabnąć. Karmiliśmy go na siłę jak kazał weterynarz. Ale kot zaczął żółknąć- miał żółto w uszkach, żółte poduszeczki na łapkach. Był tak słaby, że nie mógł się utrzymać na łapkach. Weterynarz stwierdził, że to prawdopodobnie zakaźne zapalenie otrzewnej- w 100% śmiertelna choroba kotów! Byliśmy załamani! Weterynarz kazał się zastanowić nad uśpieniem! Kiedy dowiedzieliśmy się, że kotek ma krwawienie z przewodu pokarmowego zdecydowaliśmy sie na skrócenie jego męki. Weterynarz powiedział, że kotek nie ma żadnych szans. W dzień kiedy go mieliśmy uśpić (a była to niedziela 15.02 2004) pokazał łapką, żebyśmy go wzięli do siebie do łóżka! Kiedy pojechaliśmy go uspić płakaliśmy jak dzieci- mimo że tyle cierpienia widzieliśmy w szpitalu! Byliśmy rozgoryczeni- przecież w schronisku badała go weterynarz i mówiła, że jest taki zdrowy!!! Nigdy go nie zapomnimy. Dziękujemy Ci Ozyrysku, że chociaż tyle byłeś z Nami!!! |
Sylwia i Radek |