Fleur
Fleur dostałam od koleżanki w listopadzie 2008 roku. Miała wtedy ok. 6 – 7 miesięcy. Była pełnym życia chomikiem
dżungarskim. Od razu ją pokochałam. Jeszcze kiedy była u koleżanki uwielbiałam brać ją na ręce, karmić i patrzeć na nią.
Byłam przeszczęśliwa, kiedy w końcu namówiłam na nią rodziców. Był to zimny dzień, więc podjechaliśmy samochodem jak
najbliżej klatki schodowej. Przewiozłam ją w słoiku z otworkami w pokrywce, wypełnionym suchą trawą. Kiedy wróciliśmy do
domu od razu przygotowałam jej klatkę. Wyścieliłam ją trocinami, wyposażyłam w miseczkę z jedzeniem i poidełko. Do
zabawy dałam jej rurkę ze ścianką, po której uwielbiała wchodzić i kołowrotek, na którym wręcz kochała biegać. Była to
jej ulubiona zabawka, zasuwała na nim w dzień i w noc. Była bardzo energiczna. Nie raz patrzyłam jak słodko wchodzi po
rurze na ściankę, a potem łapie się łapkami „sufitu” klatki i chodzi po niej. Później puszcza się i spada na trociny
lub zsuwa się po kołowrotku. Później dokupiłam jej również hamak, z którego wygryzała watę i mieszała sobie z trocinami,
w których później spała. Niedawno wykopała sobie dziurę w hamaku, gdzie zaczęła spać…
Wczoraj, kiedy szłam z rodzicami po Mielnie, spytałam, co z Fleur. Zapadła chwila ciszy i już wiedziałam o co chodzi. Po
chwili mama powiedziała, że to jest druga zła wiadomość. Podobno kiedy zajrzeli do mojego pokoju, leżała w hamaku i nie
ruszała się, nawet kiedy tata jej dotykał. Poszli na polankę, mój pies wykopał dziurę i zakopali tam Fleur. Będę tam
codziennie chodzić… Bardzo za nią tęsknię. Dalej nie wierzę w to co się stało…
Fleur, kocham Cię…
|