Wiki, Wiktor, Księciunio Iktorn był ze mną 12 cudownych lat. Przygarnęłam Go jak miałam 8 lat, najmniejszego, najbardziej
zaniedbanego z miotu, kruszynka, która mieściła się w dłoniach. I chociaż początkowo mój ojciec był przeciwny psu, to
bardzo szybko Go pokochał, tak jak i cała moja rodzina.
Wiki całe swoje życie był wesołym, rozbrajającym psem, nawet gdy podstępny nowotwór niszczył go od środka przez ponad
pół roku. Nawet w dniu swojego odejścia machał ogonem i domagał się pieszczot, chociaż w Jego wielkich brązowych oczach
można było dostrzeć ból i cierpienie. Chcę uczcić Jego pamięć i podziękować Mu za te wszystkie lata i chwile kiedy był
ze mną. Za wszystkie spacery, za wszystkie zimowe noce kiedy wkradał się do mnie do łóżka i grzał swoim ciepłem, za
wszystkie razy gdy lizał mnie po dłoniach gdy płakałam, za to że nie przestawał mnie kochać chociaż czasem brakowało mi
czasu i cierpliwości do Niego, za to, że po prostu był. Teraz wracając do domu, do mojego pokoju, w którym już Go nie ma
dostrzegam jak bardzo wypełniał moje życie.
Moment w którym musiałam podjąć tę decyzję, wcale nie był trudny, wiedziałam, że to najlepsze dla Niego. Ale chwila gdy
patrzyłam jak gaśnie, nasze ostatnie wspólne minuty, były najgorsze w moim życiu i mam nadzieję, że mi to wybaczy. I nie
wierzę ludziom, którzy mówią, że zwierzęta po prostu umierają, znikają. Chcę i wierzę, że czeka gdzieś tam na mnie przy
tęczowym moście i znów będziemy razem, znów do mnie przybiegnie i będzie trącał mnie pyszczkiem abym go pogłaskała i
przytuliła. I nie będę musiała Go prowadzić na smyczy, bo już nic nam nie zagrozi, już zawsze będziemy szli obok siebie.
[*] Wiktorowi najwspanialszemu i najwierniejszemu przyjacielowi, którego iskierka nie zgasła, a przeniosła się w lepsze
miejsce 10.02.2010 r.
|