luty 2002 – 4 grudnia 2005
Oskarek był moim pierwszym króliczkiem. Pojawił się jako prezent walentynkowy w postaci puchatej kuleczki mieszczącej
się w dłoni. Gdy tylko go zobaczyłam zakochałam się w nim. Miał śliczną biało-beżową sierść i takie ufne oczka.
Nic nie wiedziałam o króliczkach, wszystkiego musiałam się uczyć. Pokochaliśmy go wszyscy, wniósł do naszego domu
tyle radości! Uwielbiał pieszczoty, głaskanie po pyszczku i za uszkiem, lizał po ręku domagając się więcej czułości.
Od początku miał problemy z ząbkami- nierówny zgryz, nie dawał rady sam ścierać szybko rosnących siekaczy. Tak więc
co 3 tygodnie musieliśmy pojawiać się u weterynarza. Przeżyliśmy tez bardzo dwie operacje jakie musiał przejść,
także związanych z ząbkami. Teraz kiedy o tym myślę, dałabym wszystko, by znów włożyć go do wiklinowego koszyka
i zawieść na wizytę, chociaż gdy jeszcze był z nami, często narzekałam na tą niedogodność…
Bardzo wszyscy Oskarka kochaliśmy… Nic nie zapowiadało tego co miało się wydarzyć, a odszedł w ciągu kilku minut,
w niedzielny wieczór. Wspomnienia są jeszcze tak świeże, że każda myśl o nim sprawia, że w oczach pojawiają się łzy.
Był z nami prawie 4 lata i dzięki niemu przez te lata nasz dom się odmienił. Wnosił radość i szczęście, a gdy było mi
źle wypłakiwałam się w jego futerko. A on sprawiał wrażenie że wie, czuje że jestem smutna, lizał mnie wtedy
po twarzy, jakby chciał mnie pocieszyć.
Nie wiem dlaczego odszedł za Tęczowy Most, ale mam nadzieję że jest tam szczęśliwy? Oskarku, nigdy o Tobie
nie zapomnimy, zawsze będziesz w naszych sercach.
|