Mral

Mrał

Pamiętam pierwszy dzień gdy „łapaliście” mnie dzikusa na nadmorskiej górce. Tam mieszkałem
z rodzeństwem i mamą. Właścicielka pobliskiego pensjonatu powiedziała wam, że są małe szanse, aby któreś
z nas „przeżyło zimę”. Wtedy zdecydowaliście, że zostaję z wami i zabraliście mnie w długą podróż do nowego
dla mnie domu. Kiedy byłem mały, moje błazeństwa śmieszyły was do łez. Zostałem waszym najlepszym przyjacielem
pomimo „zniszczonego” i podrapanego fotela. Kiedy byłem „niegrzeczny” groziliście mi palcem
i pytaliście: „jak możesz?”, ale już za chwilę ustępowaliście. Przewracałem się na plecy, a wy drapaliście mnie
po brzuszku. Szybko przyzwyczaiłem się do życia w mieszkaniu, a przecież byłem dzikim kotem i do tego „krzyżówką
ze żbikiem”.

Pamiętam, jak sypiałem w waszych łóżkach z nosem wtulonym w kołdrę. Kiedy tak zwierzaliście mi się ze swoich
najskrytszych myśli i pragnień wierzyłem, że moje życie nie może już być doskonalsze. Będąc sam
w domu ucinałem sobie długie drzemki w promieniach słońca na parapecie lub na kanapie, czekałem aż wrócicie
z pracy. Czekałem na was cierpliwie.

Wyrosłem na wspaniałego, dużego „żbikowatego” kota, którego wszyscy podziwiali. Zabieraliście mnie samochodem
na działkę gdzie pokazywałem swoją „dziką naturę”, gdzie czułem się wspaniale w pogoni za motylami, ptakami lub
po prostu za spadającym liściem. Doskonale wiedzieliście, że nie znoszę jazdy samochodem i dlatego jechaliście
ostrożnie. Spokojnie dowoziliście mnie na moje ulubione miejsce. Razem
z wami przeżywałem wasze sukcesy i porażki, tych pierwszych było zdecydowanie więcej. Przeprowadzaliśmy się do
coraz większych mieszkań, aż „wylądowaliśmy” w domu z ogródkiem gdzie miałem swoje królestwo. Czas szybko płynął
nawet nie wiem kiedy minęło prawie 17 lat. Wy byliście coraz dojrzalsi, wasza córka już studiowała, a ja
niestety się zestarzałem.

Pamiętam moje pierwsze kłopoty zdrowotne i wasze przerażenie. Myśleliście, że to być może nic wielkiego, że i tym
razem się uda, bo przecież gdy miałem 14 lat to też było „dość poważnie” i wszystko szczęśliwie się skończyło.
Niestety teraz byłem dużo starszy, inna była choroba i nie wszystkimi metodami ze względu na mój wiek dała się leczyć.

Pamiętam moją pierwszą wizytę u pani doktor, wnieśliście mnie do nowego dla mnie pomieszczenia. Obca kobieta
posadziła mnie na wysokim stole, podrapała za uszami, pogłaskała po grzbiecie i powiedziała, żebym się nie martwił.
Serce waliło mi w oczekiwaniu na to, co miało się zdarzyć, chyba tylko ja przeczuwałem najgorsze, wy chyba nie
chcieliście w to uwierzyć. I tak przez ostatnie moje cztery miesiące, coraz częściej spotykałem moją kochaną panią
doktor. Minęła zima i nadeszła wiosna, a ja pomimo budzącego się wraz
z wiosną życia stawałem się coraz słabszy. Kuracje i leki bardzo mi pomagały i pomogły na tyle bym mógł swobodnie
z wami mieszkać, chodzić po schodach zaglądać do waszych pokoi czy spać w waszych łóżkach. Czasami zaglądałem
do mojego ogródka. Jednak czas płynął nieubłaganie, moje wizyty u pani doktor były już codziennością.
Czasami, gdy podczas badania patrzyła w moje oczy lub delikatnie badała mój chory brzuszek czułem jej strach
przed najgorszym. Chciałam pocieszyć ją tak jak pocieszałam was, po prostu z całych moich sił nie poddawałem się
chorobie. Pomimo kilku kryzysów „stawałem” na łapki, przytulałem się do was, czasami łasiłem i głośno mruczałem.
Widziałem jak często wtedy leciała wam po policzku łza.

Pamiętam ostatnią noc, gdy byliście przy mnie i nad ranem pełni obaw zawieźliście mnie do lekarza,
a później do domu. Ułożyliście mnie na mojej miękkiej podusi z nadzieją, że będę czekał wygodnie pod troskliwą
opieką dziadków, aż wrócicie z pracy. Tym razem nie czekałem na was cierpliwie, do spotkania zbrakło nam tylko
lub aż 20 minut. Przed waszym powrotem, zbierając resztki energii leciutko poruszyłem ogonkiem, to były moje
ostatnie słowa. Zasypiałem, ale czułem też i ulgę. Wiedziałem, że znajdę się w miejscu, gdzie nikt o mnie
nie zapomni, nie skrzywdzi, to miejsce będzie pełne miłości i słońca, lecz inne niż na ziemi. To był koniec.

To dla was, będę tam zawsze myśleć o was i czekać na was po tamtej stronie.

Dzięki wam „przeżyłem zimę”.

MRAŁ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.