08.04.2008- 28.07.2009
Moja najukochańsza na świecie koteczka odeszła wczoraj po niespodziewanym wypadku ;(;(;(
Urodziłaś się w moim domu… Parę miesięcy przed Twoim przyjściem na świat przygarnęłam Twoją matkę… w walentynki…
Była cała brudna, miała chore uszy… Wyleczyłam ją i nie spodziewałam się, że jest w ciąży… Później, gdy już zrobiła
się grubiutka było to jasne i 08.04.2008r. przyszłaś na świat Ty i trójka twego rodzeństwa… Ty jako jedyna kotka. Od
razu wiedziałam, że Cię sobie zostawię. Byłaś taka śliczna, najmniejsza… taka malutka perełka. I z taką kropeczką na
pyszczku, od razu zawładnęłaś moim sercem… Jeszcze przez 3 miesiące bawiliście się wszyscy razem ze swoim rodzeństwem…
Później trzeba było ich pooddawać, ale pamiętam jak biegaliście po mnie w nocy i był taki hałas jak stado koni hehe ;)
Jak się bawiliście razem fajnie, żyła wtedy jeszcze Punia. Kochała was bardziej niż wasza matka, bo ona was odchowała i
uciekła nigdy już nie wracając, w świat.. A Punia z wami była, a Ty potem też z nią byłaś… Do jej ostatnich chwil
życia… Nie chciałaś wypuścić nas z domu, gdy ją wynosiliśmy na wieczny odpoczynek… Siedziałaś pod drzwiami i tak
patrzyłaś… A wcześniej cały czas spałaś obok niej, wtulona w nią… Punia odeszła 10.08.2008r., nie spodziewałam się
tego, że za rok i Ciebie nie będzie… Byłaś za młoda na śmierć. Punia miała już 16 lat, miała prawo…
Byłaś cudowna… Jak zawsze spałaś obok mnie lub na mnie.. Albo na Łukaszku lub z nim… Tak bardzo Cię kocham… Byłaś
najmądrzejszym kotem na świecie… A jak cudownie dawałaś buzi… Wystarczyło powiedzieć daj buzi, a Ty od razu lizałaś
po ustach, policzkach… Tak strasznie mocno mi teraz tego brakuje ;(;(
Bardzo szybko z małego koteczka stałaś się wytworną damą, mimo tego jednak cały czas malutką… Jakaś taka po prostu
byłaś nieduża… ;)
Później do naszego domu doszła Żaba- suczka… Pamiętam jak na siebie patrzyłyście pierwszy raz… Ty z nieufnością, ale
powoli dałaś się jej polubić… I zostałyście najlepszymi przyjaciółkami… Jak lubiłaś ją zaczepiać, a ona wtedy Ciebie
jak swoje dziecko wszędzie przenosiła… Wszyscy zawsze się śmiali, że jesteś jedynym kotem, który lubi być maltretowanym
przez psa… heh… bo tak to wyglądało… Ale bawiłyście się naprawdę cudownie… Mam filmiki, jak miauczałaś w nocy,
bo chciałaś wołać adoratorów… I jak zawsze krzyczałam do Ciebie wtedy z łóżka „cicho bądź”!, a Ty chwilę milczałaś i
potem znowu to samo… heh… brakuje mi tego teraz…
Gdy wracałam do domu zawsze byłaś w drzwiach i tym swoim pomiaukiwaniem witałaś i czekałaś aż Cię pogłaszczę…
Gdy byłaś malutka jeszcze to mocno zachorowałaś, zaraz po śmierci Puni… Lekarze dawali Ci małe szanse na przeżycie,
ale wyszłaś z tego… Codziennie jeździłam z Tobą na kroplówki i leki… I udało się, wyzdrowiałaś… Pamiętam jak się
bałam, że Ciebie stracę..
Zawsze byłaś pazerna na jedzonko, mimo tego, że byłaś chudziutka i malutka.. Gdy tylko ktoś wchodził do kuchni to Ty tez
już tam byłaś… heh… A na dźwięk puszki z sucha karma po prostu wariowałaś… A gdy Żaba coś dobrego dostawała do
miski to i Ty musiałaś też skorzystać i z tej miski podkraść… ehh… brakuje mi tego ;(;(
Jak siedziałaś często na lodówce, albo na monitorze i wylegiwałaś się.. Jak nie mogłaś zejść z szafy, ale jak wejść to
dobrze wiedziałaś :) Jak skakałaś po firankach…
Jak siedziałaś na półce w kuchni i jak tylko ktoś szedł obok to wystawiałaś łapkę i „rozczesywałaś” włosy hehe ;) A jak
zimą mi tak właśnie czapkę zdjęłaś z głowy? ehh… ja chcę to z powrotem !! ;(;(
Kto teraz pomruczy mi do ucha jak będzie mi smutno…
Kto poliże mnie i wycałuje po buzi… ;(;(
Kto pokłóci się ze mną i popyskuje ? ;(;(
Kto pozaczepia Żabę w nocy a ona będzie się wkurzała? :(
Kogo będę znajdywała w rożnych dziwnych miejscach w domu? ;(
To nie tak miało być… Zaczęło się od tego, że chciałaś uciec z domu i było uchylone okno do góry. Wskoczyłaś tam i
zawisłaś na szyi. Byłam wtedy na podwórku, Łukasz zawołał mnie, że wisisz… Pobiegłam Cię wyjąć, na szczęście nic Ci
się nie stało… Myślałam, że odechce Ci się więcej takie głupie numery robić… i przez jakiś czas był spokój. Potem
uciekłaś, a całą noc gdy mnie ostatnio nie było, była Ania. Ale znalazłaś się na drugi dzień i było OK. A przedwczoraj…
Znowu uciekłaś. Nie wiedziałam, bo mnie nie było, gdy wróciłam to mi powiedzieli, że z godzinę temu uciekłaś… Poszłam
Cię szukać mimo późnej nocy. Byłaś przy piwnicach, to wchodziłam przez kraty do czyjejś piwnicy Cię wyciągać do domu…
Gdybym wtedy wiedziała co zrobisz, to bym zostawiła Cię w spokoju w tej piwnicy…
Ale nie… ja uchyliłam okno na noc, żeby nie było duszo… Nie w kuchni, bo tam wiedziałam ,że zaraz skoczysz z lodówki
i zawiśniesz… W drugim pokoju, gdzie myślałam, że nie wejdziesz…
Około 4-tej rano ktoś zadzwonił domofonem, poszłam zobaczyć kto to… Jakiś pan powiedział, żebym zdjęła kota z okna…
I wtedy zobaczyłam, że zawisłaś… Nie na szyi, ale na brzuchu… 3/4 ciała było poza oknem, a nogi tylne w domu…
Wyjęłam Cię, obejrzałam, wyglądałaś tak jakby nic Ci się nie stało więc poszłam dalej spać… Wstałam rano i wtedy
zobaczyłam, że leżysz w korytarzu i miauczysz… Powiedziałam kici kici i nic… Podniosłam Cię… Wtedy zobaczyłam, że
masz bezwładne tylne łapy… zrobiłaś siku pod siebie… Spanikowałam, zaczęłam krzyczeć co Ci jest, a Ty traciłaś
przytomność… Pobiegłam najszybciej jak mogłam z Tobą do najbliższego weterynarza… Dał Ci jakieś leki, powiedział że
to niedotlenienie, że może z tego wyjdziesz, że trzeba czekać… Ale mijały godziny i nic… 9.00…10.00…11.00…
Postanowiłam pojechać z Tobą do weterynarza w mieście- najlepszego.. Przyjmował od 14.00… Przyjechała też Ula…
Bardzo obie płakałyśmy, że tak źle z Tobą, ale ciągle wierzyłam, że się uda… Pojechałyśmy autobusem, bo nikt nie
chciał zawieźć… Cały czas odzyskiwałaś świadomość i traciłaś… Gdy już dojeżdżaliśmy prawie na miejsce to nagle
zaczęło coś bardzo dziwnego się z Tobą dziać… Zesztywniały Ci łapki przednie, tylne zaczęły się trząść… nie
oddychałaś… Bardzo szybko biegłam do tego weterynarza. Od razu nas przyjęli, na stół… Pierwsze słowa „czy ona
jeszcze żyje?”, „agonia”… Moje myśli- „Boże nie!!!”, ale jeszcze biło Ci serce, reanimowali Cię… Tyle Ci dali
zastrzyków i igieł, tyle… Tak bardzo Cię błagałam żebyś nie umierała… Ale o 14:10 Twoje serce przestało bić, a moje
również pękło z żalu i bólu… Nie mogłam się uspokoić, zabrałam Twoje ciało i czekałam na tatę, aż przyjedzie..
Pochowaliśmy Cię u babci za domem…
Tak bardzo czuję się rozczarowana, zła, czuję taki gniew… To nie tak miało być, mogłam tyle rzeczy zrobić dzień
wcześniej inaczej… ;((( Ciągle mam przed oczami tę walkę o Twój oddech, żebyś zaczęła oddychać… Ale nie zaczęłaś …
Odeszłaś na zawsze, nie umiem się z tym pogodzić, miałaś jeszcze całe życie przed sobą… Ciągle myślę, co by było
gdybym Cię nie zabrała z tej piwnicy dzień wcześniej lub gdybym tego okna nie otworzyła… Ale z czasem może to
zrozumiem… Że tak musiało być… 2 sekundy wcześniej zanim przestało bić Ci serce odruchowo spojrzałam na zegarek…
14:10… Mój kotek odszedł na zawsze…
Wiem, że teraz jesteś szczęśliwa, biegasz po łąkach, polujesz i jesteś z moją Punią… Teraz wiem, że za tęczowym mostem
czekają na mnie moje dwa najukochańsze zwierzaczki…
Bardzo Cię kocham, zawsze będę pamiętała i kochała… Strasznie tęsknie i nie wiem kiedy ten ból w sercu minie…
Dziękuję, że byłaś, że się urodziłaś… W moim sercu będziesz zawsze moim ukochanym kocim pupilkiem..
Do zobaczenia kiedyś… Kocham Cię :**
|