![]() |
Kuba |
Odszedł 9.09.2003
Przygarnęłam go, bo nikt go nie chciał… Wiozłam go przez pół Polski, żeby mógł ze mną mieszkać. Do tamtej pory żył w terrarium, gdy się do mnie wprowadził dostał dużą klatkę. Ponad godzinę szalał po niej, gdy w końcu szczęśliwy zasnął. Oboje uczyliśmy się życia razem, ja się cieszyłam gdy on brał ode mnie wszystko co mu dawałam, a on gdy ja wracałam do domu. Mieszkał ze mna rok i miesiąc. W niedzielę miał zaklejone oczka, przemyłam je rumiankiem. Wieczorem jednak to samo. Postanowiłam, że jedziemy z samego rana do weterynarza, zwłaszcza że zobaczyłam, iż utyka na jedną nóżkę. Początkowo myślałam, że ją złamał. Jak się okazało w poniedziałek, stan Kuby był jeszcze gorszy… Nie miał siły się podnieść. Zawieźliśmy go do weterynarza. Bardzo miła pani uspakajała mnie mówiąc, że będzie dobrze. Dostał antybiotyk i zastrzyk przeciwzapalny. Codziennie jeździliśmy po antybiotyk, w końcu też zaczęliśmy zakrapiać oczko, które mógł stracić. Nie mógł nic jeść, bo okazało się, że ma paraliż lewej strony. Ale języczkiem ruszał, tylko nie mógl go wyjmować. Mleko, przetwory mleczne, cukier z wodą podawałam mu na miseczce. W czwartek po raz pierwszy przyszło mi na myśl, że on się męczy… Ale w piątek było lepiej. Już się żwawiej ruszał. Niestety sobota okazała się ostatnim dniem jego życia. Było gorzej niż w poniedziałek. Paraliż zaatakował drugą stronę. Pani weterynarz dała zastrzyk, powiedziała, że trzeba odczekać godzinę. W drodze do domu Kubuś zaczął piszczeć w aucie. Wróciliśmy pod klinikę. Wystawiliśmy klatkę na pole i wtedy zobaczyliśmy, że coraz rzadziej łapie powietrze. Zaniosłam go do kliniki, wzięłam go na ręcę i się pożegnałam. Potem długo siedziałam na korytarzu i płakałam, teraz też to robię. Strasznie mi go brakuje, ale pocieszam się myślą, że już się nie męczy. Mam nadzieję, że kiedyś będę pewna, że był ze mną szcześliwy. Bardzo Go kocham! |
Lisica |