listopad 1998 – 25.06.13 r.
2 dni temu pochowałam swoją kruszynkę. Przeżywam to tak samo jak śmierć mojego ojca. Dla mnie Tofik był wszystkim. Kochałam i kocham go jak nikogo nigdy w życiu. Był tak bardzo kochany.. Uwielbiał mnie przytulać.. Zachorował na serduszko. Miał już 15 lat. Ze mną był od małego.. Nie pamiętam kiedy go nie było. Niestety choroba go mi zabierała L kasłał, dusił się, miał wodę w brzuszku. Męczył się, widziałam to. Co raz wycierałam mu łezki z oczek.. Cierpiał.. Choroba doszła do takiego stadium, że mdlał co chwilę. A mi serce pękało na ten widok. Musiałam podjąć decyzję. By się nie męczył.. Nigdy nie wyjdzie mi z głowy widok jak jedzie samochodem do weterynarza.. Czuł.. Patrzył się tak biednie.. U weterynarza gdy dostał zastrzyk narkotyczny zasypiając patrzył na mnie i merdał do samego końca ogonkiem. Zrozumiałam, że mu ulżyło.. nie bolało.. Serduszko przestało bić po prostu.. Ślepka otwarte, nie dały się zamknąć. Piszę to wszystko przez łzy. Łzy smutku, łzy pustki, tęsknoty.. Nie ma go tu.. Nie mam do kogo powiedzieć, że tak bardzo kocham. Nie mam tego noska którego co rano całowałam.. Leży tam sam, gdzieś w dole ze swoją smyczką.. Nigdy w życiu nikt mi go nie zastąpi. Był wyjątkowy, kochany, wierny. Wszedłby za nami w ogień. Mam wyrzuty sumienia, ale wiem, że dobrze zrobiłam, nie boli go nic.. Niech spoczywa w Pokoju. Wrócę po niego kiedyś. Pogłaszczę po tym pyszczku, po brzuszku wycałuje, a teraz tylko tęsknota i żal musi wypełnić mi jego pustkę. Mam nadzieję, że wie jak bardzo go kocham i nie ma mi nic za złe, bo tego bym sobie nie darowała ;(”
Joanna Sapierzyńska