Kama 1987 – 2004
Roger 2002 – 2014
Rogera wybraliśmy z tatą spośród wielu innych psów podczas targów organizowanych przy okazji wystawy. Był tak śliczny, że gdy niosłam go na rękach kierując się w stronę samochodu, przechodzący ludzie zatrzymywali się przy mnie wyrażając słowa zachwytu. Już w drodze powrotnej do domu zostało wybrane imię Roger :). Nie wiem dlaczego takie :).
W domu czekała na nas mama i suczka Kama, która miała wtedy już 15 lat. Zaczął się radosny, szczęśliwy czas wspólnego egzystowania: my i dwa psy :) Kama z racji swojego wieku, a co za tym idzie doświadczenia i stateczności uczyła Rogera „dobrych nawyków”, Roger nie pozwalał jej się nudzić i smucić starością. Ten wspólnie spędzany czas powoli dobiegał końca – w tym składzie spędziliśmy dwa cudowne lata. Kama odeszła od nas 23 sierpnia 2004 r. Było to bardzo smutne doświadczenie dla całej naszej rodziny. Kama była małym wiernym kundelkiem, który był w naszym domu przez całe moje dzieciństwo i wiek dorastania. Jednak był jeszcze Roger, dzięki któremu łatwiej było pogodzić się ze stratą.
Zaczęła się era Rogera – wspólne spacery do lasu (były one dobrym treningiem zarówno dla niego, jak i dla taty – Roger był bardzo silnym psem, bardzo mocno ciągnął smycz, przez co ze spaceru obaj z tatą wracali wycieńczeni;)), wspólnie spędzany czas nad przydomowym stawem, wspólne poranki, popołudnia, wieczory. Żaden z gości w naszym domu nie mógł się oprzeć urokowi Rogera, choć w niektórych budził duży respekt, ale każdy z czasem przekonywał się o jego przyjaznym, przyjacielskim usposobieniu i słabości do pieszczot :). Miał swoje stałe miejsce w domu, na które czasem był odwoływany, gdy coś zbroił ;). Był posłuszny, choć z pewnymi oporami, ale wysiłek mojego taty, by dobrze ułożyć psa nie poszedł na marne. Wychowanie psiaka tej rasy wymaga nie lada zaangażowania. Dlatego też między tatą a Rogerem istniała wyjątkowa, silna więź, wielka obopólna przyjaźń. Ja przez wszystkie najświetniejsze lata Rogerowe byłam poza domem, przyjeżdżałam na weekendy i na wakacje i wtedy cieszyłam się wspólną obecnością. Zawsze bardzo tęskniłam za tymi wszystkimi wspólnie spędzanymi w ludzko-psim towarzystwie chwilami.
W 2010 roku przypadkiem pojawił się u nas w domu mały kociak. Kociak zamieszkał tymczasowo w piwnicy, ponieważ miał być oddany do schroniska, ale wymagał jeszcze karmienia butelką. To było wręcz nie do pomyślenia dla mnie, żeby Roger zaakceptował małego kotka, którego przecież jednym kłapnięciem pyska mógłby połknąć w całości ;). Bardzo zżyłam się z kotkiem. Postanowiliśmy spróbować. Tata podjął się chyba najtrudniejszego zadania jakim było oswojenie pit bull’a z małym kruchym stworzonkiem, które wchodzi w każdy kąt, skacze wysoko, w dodatku zawadiacko prowokuje dużego psa swymi kocimi figlami. Udało się. Teraz znów utworzył się zwierzęcy duet, dzięki czemu Rogerowi nie było smutno, a my mogliśmy cieszyć się wyjątkowym czasem pełnym ciekawych doświadczeń i wyjątkowych obserwacji psio-kocich nierzadko skomplikowanych relacji – jakże to było pasjonujące. Roger nie był zwolennikiem kocich pieszczot, chociaż Kota nie zrażała się tym i zawsze po powrocie do domu przyjaźnie ocierała się o jego kufę, na co on reagował z pewną dozą zażenowania, ale w gruncie rzeczy było to bardzo rozkoszne.
Tak było do czasu zniknięcia Koty na początku 2014 r. Kota wyszła z domu jak zawsze o poranku i już nie wróciła. Nie wiadomo co się z nią stało. Nie wiadomo nawet, czy żyje, czy też spotkało ją jakieś tragiczne wydarzenie. Do dzisiaj poszukiwania nie przyniosły żadnego rezultatu. Po Rogerze wyraźnie widać było, że „czegoś” w domu zabrakło. Już nie trzeba było pilnować michy z jedzeniem, nie można było ze smakiem wylizać miski kota lub, co najlepsze, zjeść pyszne nierzadko niedojedzone kąski. Już nikt się nie ocierał o kufę, nikt nie kładł się obok na posłaniu lub też „bezczelnie” na środku Rogerowego posłania. To wszystko się skończyło. Roger leżał smutny, wyraźnie było widać, że coś jest nie tak. Problemy ze zdrowiem, które już od dłuższego czasu dawały o sobie znać, bardzo nasiliły się tydzień temu. Okazało się, że to niewydolność nerek. Nerki zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Mieliśmy nadzieję, że kroplówki jakoś powstrzymają ten nieuchronny proces i Roger przetrwa chociaż do swoich 12 urodzin. Niestety, choroba okazała się nieubłagana. Przez ostatni tydzień Roger stopniowo przestawał jeść, nie pił wody, jak wstawał, to rozjeżdżały mu się łapy. Tracił siły z dnia na dzień. A wszystko trwało tydzień! Po cichu liczyłam jeszcze, że Kota wróci i zdążą się razem pożegnać, jednak nie stało się tak. Zaczęły się bardzo nieprzyjemne napady drgawkowe. 13 lutego tata podjął tę najtrudniejsza decyzję i Roger usnął na zawsze. Był przy niego jego najukochańszy pan, więc był spokojny i nie czuł bólu. Ból został tutaj na ziemskim padole z nami, ból z tęsknoty za epoką, która właśnie się skończyła, za zwierzęcą epopeją w naszym życiu, która już się nie powtórzy, z żalu, z nieuchronności psiego i ludzkiego losu. Powoli będziemy się przyzwyczajać do pustego domu, pustych kątów, powoli będą się zacierać ślady zwierzęcej obecności. Jednak wspomnienia pozostaną na zawsze w naszej pamięci – wspomnienie Kamy, Rogera, Koty i ich cudownych, zwierzęcych relacji, które tworzyły naszą domową rzeczywistość przez te wszystkie lata.
Pamięci Kamy i Rogera