Perla

Perła

Historia zaczęła się kiedy miałam osiem lat, dokładnie był to 27 lipca 2003 roku, dzień moich urodzin. Od kiedy pamiętam
męczyłam moją mamę, aby kupiła mi psa. Obiecałam jej to, co obiecuje chyba każda osoba rodzicom: będę ją wyprowadzać,
karmić, kochać. Jednak nie chciałam psa z hodowli, wiedziałam że w schronisku psy mają o wiele gorzej. Wsiadłam do auta,
pamiętam dobrze- wysłużony czerwony fiat 126p. Mieliśmy pojechać do schroniska, dokładnie nie pamiętam jakiego, gdzieś na
Dolnym Śląsku. Przejeżdżając obok jednej z giełd usłyszałam skomlenie, tak jakby to właśnie ono mnie wołało. Kazałam się
zatrzymać mojej mamie. Nie zwracałam uwagi na to czy jedzie jakieś inne auto, czy moja mama idzie za mną. Wybiegłam z
parkingu na ulicę i pędziłam w stronę skamlenia, które coraz bardziej się nagłaśniało. Mijałam ludzi, którzy sprzedawali
meble, ludzi którzy dziwnie na mnie się patrzyli (nie zważałam na to). Chodziło mi tylko o to, aby znaleźć tego psa,
który tak głośno lamentuje. Dobiegłam na sam koniec giełdy, zauważyłam starszą panią, która miała na sobie długą spódnicę,
a spod niej wybiegł szczeniak. Tak! To ten głos! To on przez cały czas mnie nawoływał! Uśmiechnęłam się. Szczeniak biegnął
wprost do mnie. Uklęknęłam i zostałam obsypana psimi całusami. Na twarzy pani spod której wybiegł piesek zarysował się
uśmiech. Ziemista cera rozpromieniła się. Powiedziała do mnie: „podejdź”. Z lekkim zaciekawieniem podeszłam do niej.
Kolejny raz odezwała się tylko ciszej :

– Chciałabyś mieć pieska?

– Tak, ale czy ten piesek nie będzie za panią tęsknił?

– Widzisz, ja już nie wyglądam tak jak ty, za niedługo mnie już nie będzie, a pieskiem nie będzie się miał kto opiekować.

Uśmiechnęłam się i to był sygnał, że piesek od dzisiaj będzie częścią naszej rodziny. Wzięłam ją na ręce. Była taka
delikatna, że bałam się ją za mocno uścisnąć, aby jej nic nie zrobić.

Była to historia poznania mojej słodkiej psinki, którą nazwałam Perła- po psie mojej mamy. Teraz mniej lubiana historia,
mianowicie dzień wypadku. Ten dzień był jak każdy inny: wróciłam ze szkoły, otworzyłam drzwi i od progu witała mnie pełna
radości Perła. Było to 2 lata po przygarnięciu Perły. Ciepło, idealna pora na grilla. Ok. godz 16 zorganizowaliśmy
wszystko. Perła dostała już wcześniej spory kawałek kiełbasy. Wstąpiła do nas wtedy moja babcia i spytała się czy nie
chce z nią jechać do jej koleżanki. Babcia opowiadała mi kiedyś o jej domu, podobno tam straszy, a że lubiłam takie
historię bardzo chciałam jechać. Jak to starsze panie strasznie lubiły plotkować przy ciastkach i herbacie. Ja cierpliwie
czekałam na północ i na zjawienie się chociaż jednego ducha. Nagle rozległ się dzwonek mojego telefonu. Jeszcze nie
wiedziałam o co chodzi. Odebrałam, a w słuchawce chwiejący się głos mojej mamy: Perłę potrąciło auto, wracaj szybko. Ze
łzami w oczach wracałam do domu. Wbiegłam do domu, na kanapie siedziała Perła, cała roztrzęsiona. Odetchnęłam z ulgą-
nic się jej nie stało. Jednak z dnia na dzień pogarszało się jej. Co dzień przychodziła do innego pokoju spać z inną
osobą, tak jakby to miał być taki akt pożegnania, tak jakby widziała, że zbliża się koniec. Na następny dzień moja mama
postanowiła pojechać do weterynarza . Na miejscu okazało się, że Perła dusiła się przez te wszystkie dni z nami. Podczas
potrącenia mojej suczce pękła tętnica i wszystkie narządy podeszły jej do gardła. Nie mogła oddychać. Były dwie opcje:
bardzo ryzykowana operacja lub uśpienie Perły. Nie chciałam, aby dzisiaj nadszedł kres życia mojej kochanej psinki, jednak
moja mama mi wytłumaczyła, że jest tylko 20 procent szansy że Perełka przeżyje, więc wolała ją uśpić niż zrobić
operację, bo Perła umarłaby pokrojona na stole. Uznałam za słuszną decyzję o uśpieniu choć z wielką niechęcią. Połknęłam
ślinę i wykrztusiłam ze łzami w oczach: tak. 3 sierpnia 2005 roku Perła odeszła, podobno przed momentem uśpienia była
spokojna, tak jakby ona też się zgodziła na tą decyzję. Po jej uśpieniu w rodzinie były ciche dni, 2 tygodnie bez rozmów…
2 tygodnie smutku i żalu do samej siebie dlaczego nie zostałam wtedy w domu i jej nie przypilnowałam… 2 tygodnie
wypłakiwania się w poduszkę. Do dnia dzisiejszego nie mogę się pogodzić ze śmiercią Perły. Ciągle, gdy o niej myślę
zasycha mi w gardle, a w oczach gromadzą się łzy. Jednak wiem, że odeszłam w godne miejsce i zakrywając smutek uśmiechem
staram się żyć tak jak kiedyś…

Pamięci mojej suczce Perle – Karolina Socha

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.