Misiunia…
Odeszła od nas 16 grudnia 2009 roku. Chociaż od jej straty minął niespełna rok, ja nadal nie potrafię się pogodzić z tym,
że jej nie ma…
1999 rok zima…to właśnie wtedy poraz pierwszy zobaczyłam tą maleńką kuleczkę w tekturowym kartoniku… pokochałam ją
od razu, chociaż sama miałam wtedy zaledwie 11 lat wiedziałam, że to jest właśnie ten moment. Jestem jedynaczką i mój
ukochany przyjaciel bez wątpienia stał się odtąd towarzyszem mojego życia, dojrzewania, dorastania… bez zawahania
zabrałyśmy ją z mamą do domku i otoczyłyśmy opieką, miłością. Przez te 10 lat do naszego życia wniosła tyle radości.
Dzieki niej, przestałam czuć się samotna…
Rok temu mój piesek zachorował… jej słabe serduszko, przestało bić na stole operacyjnym… nie pamiętam wiele z tamtego
wydarzenia, ale przeżyłam stratę najwierniejszego przyjaciela… kompana wspólnych chwil… pamiętam tylko płacz, wielki
ból… i dni… kiedy nie potrafiłam wrócic do normalności… Mój wspaniały piesek odszedł, została po nim miseczka,
zabawki, kocyk i wielka cisza, pustka… niewyobrażalna strata…;(
Za każdym razem, kiedy wracam do domu ciągle czekam na jej radosne szczekanie, machanie ogonkiem… którego tak bardzo mi
brakuje…
Misiuniu nasza najdroższa…
byłaś moim małym przyjacielem… i choć nigdy więcej nie spojrzę w Twoje ufne, kochające miłością bezwarunkową oczy, to
wiem, że wspomnienia po Tobie napełniać będą już zawsze… radością moje serce…
|