Misiu |
Nie był moim psem, nawet nie było mnie na świecie, gdy on zawitał u mojej cioci. Pamiętam go jednak, tak długo żył. Miałam już ponad 12 lat, a on jeszcze się trzymał. Był malutkim, grubiutkim, czarnym psiaczkiem (podobno ratlerek), ale nigdy bym nie powiedziała, że może być podobny do tej rasy. Ciocia znalazła go pod szpitalem, gdzie pracowała… Wzięła do domu i tak już został. Misiu był dla niej najważniejszy: dostawał wszystko, był rozpieszczony, ale za to bardzo mądry.
Pragnę zapalić mu świeczkę [ ’ ] na pamiątkę. Nie znaliśmy się bardzo dobrze, ale gdy przychodziłam do Ciebie witałeś mnie… Później kierowałeś się węchem, nie widziałeś i zacząłeś tracić słuch, miałeś nowotwór- taka okropna choroba, żyłeś z nią wiele lat… Nie poddawałeś się jej, ale gdy miałeś 20 lat Wszyscy Cię kochali… Pozostaniesz w moim sercu do końca… Byłeś naprawdę kochanym i miłym psem, nie szczekałeś bez powodu. Było Ci dobrze u Twojej Pani, ale mam nadzieję, że patrzysz na nią i na nas zza Tęczowego Mostu, gdzie Cię już nic nie boli, widzisz i słyszysz…? A wiesz? Twoja Pancia ma teraz papugę. Oj… ona narobiła więcej szkód w domu niż Ty… Mam nadzieję, że gdy mój piesek odejdzie właśnie Ty się nim zajmiesz… My także kiedyś do Ciebie dołączymy… Misiaczku… Kocham Cię… Nie zapomnij nigdy o nas… |
Ania z Zabrza ( anka145@op.pl ) |