Minęły już 3 lata, a ja do dziś widzę mojego wiernego Psiaka biegnącego w moim kierunku…
Pisząc o moim Przyjacielu, który przeszedł już na drugą stronę Tęczowego Mostu trzymam w ręku jego fotografię i nie
potrafię powstrzymać łez. Życie odebrało mi go w najgorszym momencie, jaki można sobie wyobrazić. Może zacznę od
początku…
Pewnego dnia idąc na przystanek autobusowy zaczął łasić się do mnie zwinięty w kulkę mały kundelek. Ja oczywiście
kochałem zwierzaki, więc bawiliśmy się razem dopóki nie przyjechał autobus. Byłem pod wrażeniem tego pieska, ale
równocześnie byłem strasznie zirytowany jak można wyrzucić psa i pozwolić aby się błąkał, a na dodatek była bardzo sroga
zima. Siedząc na lekcji nie mogłem o niczym innym myśleć. Bałem się o to, co może mu się stać podczas takich mrozów.
W drodze powrotnej ze szkoły miałem nadzieję, że spotkam go znów na przystanku. Wychodząc z autobusu zobaczyłem, że
psiaka nie ma. Powiedziałem sobie „trudno, może ktoś mu pomoże”. Wchodząc na podwórko doznałem szoku. To ON. Był u mnie
na podwórku. Okazało się, że mój ojciec zobaczył psiaka i Go przygarnął. I tak oto psiaczek został z nami.
Trudno nawet sobie wyobrazić jak pięknie się nam odwdzięczał za podarowaną mu miłość. Często podczas dnia przebywał na
podwórku i kiedy wracałem ze szkoły On zawsze wydostawał się przez płot, biegł na przystanek PKS i czekał na mój powrót
ze szkoły, a w najgorszym wypadku biegł co sił na przywitanie kiedy wychodziłem z autobusu. Był bardzo łagodny i wszyscy
na około Go kochali i podziwiali za spryt. Wiem, że może to brzmi nie za dobrze, że pies wybiegał na ulice, ale On nawet
potrafił wdrapać się po siatce od płotu i wyjść po mnie na ten przystanek. Dawał nam tyle radości. Nie ustępował nas na
krok. Wszędzie, gdzie szedłem on szedł ze mną. Kochałem spacerować z Nim po łąkach, biegać po lesie, itp.
Pewnego dnia po prostu zniknął. Gdy nie było Go kilka godzin zacząłem się niepokoić, ponieważ jak na zrządzenie losu to
znów była zima, a dokładnie 16 grudnia. Robiłem wszystko, aby Go odnaleźć. Po kilku dniach szukali wszyscy: ja, mama,
kuzyn itd. Przyszedł najgorszy czas- Święta Bożego Narodzenia. Na Pasterce błagałem Boga, abym go odnalazł.
Czas mijał a psiaka nie było. 31 grudnia szedłem do przyjaciela mieszkającego 7 km ode mnie. Stało się najgorsze:
zobaczyłem mojego psiaka martwego leżącego na skraju drogi za drzewem- świat mi się zawalił…
Do dnia dzisiejszego nie mogę przestać płakać, kiedy myślę, co mogło się stać. Pozostaje mi nadzieja, że kiedyś za
Tęczowym Mostem znów wybiegnie mi na spotkanie.
|