„Czas nie leczy ran, on tylko przyzwyczaja do bólu…”
Zjawił się w naszym domu 16 lat temu jako maleńka, puchata kuleczka i od razu podbił serca wszystkich domowników. Jego
psoty i „uśmiechnięta” mordka potrafiły rozweselić każdego ponuraka. Zadziwiał wszystkich umiejętnościami, których nikt
go nie uczył – podawał przedmiot, który upadł komuś na podłogę, wyciągał zabawkę, która wpadła córce za wersalkę,
przynosił szmatkę, żeby mu wytrzeć łapki po spacerze… Był przeszczęśliwy, kiedy mógł zanieść coś z kuchni do pokoju,
np. gazetę lub długopis. Wielki przyjaciel całego świata, uwielbiał bawić się z wszystkimi zwierzaczkami, nawet tymi
najmniejszymi.
Potem pojawił się kaszel i diagnoza lekarza – zrujnowane serce i płuca. Mógł odejść w każdej chwili. Ale nie odszedł,
walczył z chorobą przez pięć lat. Cały czas wesoły i skory do zabawy, tylko napady kaszlu były coraz silniejsze.
5.04.08r. choroba wygrała, a on już nie miał siły walczyć. Chyba jednak czuł sie trochę samotny za Tęczowym Mostem,
bo w ciągu półtora tygodnia „ściągnął” do siebie naszego króliczka i chomika, jeszcze bardziej pogłębiając nasz smutek.
Pewnego dnia spotkamy się wolni od starości, cierpienia i chorób.
Dlatego nie mówię „żegnaj” – Do zobaczenia…
|