Koruś |
Z moją rodziną był od 94 roku, a ja urodziłam się rok później. Całe życie dorastałam z nim i każdego dnia cieszył mnie- właściwie nie tylko mnie, ale całą naszą rodzinę merdaniem swojego ogonka i cienkim piskliwym szczekaniem. Chociaż czasami denerwował i był nieposłuszny nikt go o to nie winił, przecież wszyscy mamy złe dni i na pewno żadne z nas nie będzie o nich pamiętać, najważniejsze jest to co mały, czarno-podpalany kundelek wniósł w nasze życie i ile szczęścia przynosiło jego merdanie kudłatym ogonkiem… Przyjaciel na dobre i na złe… W jego sierści zostały kropelki łez, które były wylewane kiedy było źle, a na przylizanej Koruś zachorował na raka, który okazał się złośliwy. Przez ponad rok męczył się z rozrastającą się chorobą. Lekarze |
Kochamy Cię Korusiu, na zawsze zostaniesz w naszej pamięci Daniela, Urszula i Bibiana |