1996-2009
Dwuletnia suczka przybłąkała się do mnie 28 stycznia 1998 roku. Zmarznięta, oblepiona śniegiem, wychudzona, mimo to
wesoło i przyjaźnie nastawiona. Było tak zimno… Ja kocham psy, nie umiałam wrócić do domu ze sklepu bez niej…
Zabrałam do siebie, napisałam wprawdzie ogłoszenia o tym, że znaleziono psa, mimo to wiedziałam, że już jej nie oddam,
zakochałam się w niej z miejsca, a ona umiała tę miłość okazać mnie. Kilka miesięcy później urodziło się moje pierwsze
dziecko, sunia była drugą mamką, pilnowała przy łóżeczku maleństwa, chodziła przy wózeczku, później bawiła się z córką,
a kiedy kilka lat później urodziła się druga było jeszcze weselej. W tym czasie Kora wypiękniała, przytyła, była pupilem
całej rodziny, zawsze jednak była przy mnie… Zabierałam ją nad morze i na wycieczki, była częścią rodziny.
Na początku tego roku Koruchna była już 13-to letnią sunią, lecz pełną chęci do życia, czasem jeszcze do zabaw. Chwilkę
później pojawiły się guzki w sutkach, zaraz potem wyciek z dróg rodnych, okazało się, że to ropniakowatość macicy w
bardzo zaawansowanym stadium choroby. Szanse wyleczenia były jak 1/100.000, czyli praktycznie żadne dla pieska w tym
wieku. Operacja nie wchodziła w rachubę, Kora mogła odejść na stole operacyjnym lub wkrótce po operacji w męczarniach…
Decyzja o pozwoleniu Jej na spokojny sen była najtrudniejszą jaką podjęła moja rodzina ;-( Jeśli więc chciałabym spędzić
z nią kolejny dzień okazałabym się okrutną egoistką… Kora cierpiała boleśnie, ale po cichu…, czasem tylko nocą
przychodziła i prosiła, by ją wziąć pod kołdrę, tulić… Sapała, wiedziałam że boli…
Kilka godzin przed… poszłyśmy na ostatni spacer w Jej ulubione miejsce. Była taka jak kiedyś, za młodu…, biegała za
patykiem, wariowała, lecz widziałam jej zmęczenie, oczy smutne, patrzyła nimi na mnie i jak gdyby mówiła „nie martw się,
jeszcze się spotkamy”…
Cztery godziny później zasnęła… na zawsze… Wylałam wiele łez i dziś kiedy oglądam zdjęcia, wspominamy wspólnie,
tęsknię… Bo to był dobry pies… kochany, zawsze gotowy na to, by wylać swe smutki, by się przytulić, a kiedy wyczuła
coś niepokojącego dla nas stawała na wysokości zadania.
Korciu… ja wierzę, że kiedy przyjdzie nam odejść znajdziemy ten cudny Tęczowy Most, na którym będziesz witać nas
wesoło, jak wtedy kiedy wracaliśmy do domu… Dziękuję Koruniu za Twoje życie z nami… Korka, odszukaj Rumplika i
Rumcajsika, moje pieski z dzieciństwa!
|