Jagerek urodził się 3 maja 1994 roku. Zabrałam go od sąsiadki podczas moich studiów, gdyż nie miała co z nim zrobić i
chciała go oddać do schroniska. Był czarną małą kulą i od maleńkości kochał się przytulać. Nie było mowy o oddzielnym
spaniu, bez przytulania i tarmoszenia. Miał swój charakter. Był podróżnikiem i wiedział czego chciał. Potrafił wyjść z
domu na dwa dni, smyrgnąć mi gdzieś podczas spaceru. Potem wracał szczęśliwy i zadowolony był wolny i robił co chciał.
Czasami po godzinie wołania wracał na czele innych „wolnych” psów i gdzieś znienacka trącał mnie noskiem pokazując ile
ściągnął mi przyjaciół. Zawsze kamień z serca mi wówczas spadał. Zawsze wracał nigdy mu się nic nie stało.
Czas studiów szybko minął, często wyjeżdżałam to za granicę, to gdzieś do pracy piesek pozostawał pod opieką taty.
Potem przyszedł czas na rodzinę chciałam psa zabrać, ale on nie mógł się przyzwyczaić do nowego miejsca. Został z tatą.
Ale często się odwiedzaliśmy. Potem zmieniłam w ogóle miasto i piesio został z tatą przyjeżdżali do nas jak zawsze tak
często jak tyko mogli. W tym roku zaprosiłam ich na 3 miesiące. Jagerek miał tu niebo ogród, wolność i dużo powietrza.
Ale był już słaby 16 lat, to sędziwy wiek. Słabł już z roku na rok. Miał powiększone serce i leczyliśmy go już 2 lata.
Tydzień temu nagle przestał jeść i osłabł natychmiast lekarz, badania i tak naprawdę wyrok. Chorował na nerki, stan był
poważny. Dostał kroplówki, podawaliśmy w domu. Przez tydzień czasu jego stan pogorszył się dramatycznie. Ale jeszcze na
kroplówce w domu starał się wstawać na nogi i tylko przytulanie go uspokajało. W sobotę 07.08.2010 pojechaliśmy do
kontroli. Lekarz zbadał Jagra, dał mu zastrzyki i jeszcze kroplówki na 4 dni. Dał jeszcze nadzieję, że może się poprawi
te 4 dni miały dać nam odpowiedź. Odjechaliśmy od lekarza. Nagle w trakcie powrotu do domu Jager stanął na nogi mówię
patrz tata on wstał tata zdziwił się i powiedział może poczuł się lepiej. Miałam wrażenie, że chciał wymiotować,
stanęłam szybko na pobocze, otworzyłam drzwi, przytuliłam go, chciałam pomóc i… on odszedł…
Niech nikt nie mówi, że pies nie ma duszy… to bardzo boli…
Jager miał 16 lat. Odszedł, ale zostanie w naszej pamięci na zawsze.
Pochowałam go na cmentarzu pod Bydgoszczą, choć sama mieszkam teraz koło Powidza nie byłam w stanie zaakceptować innej
formy pożegnania. Wiem, że jest teraz szczęśliwy.
|