1981 – 26 październik 1997 r.
Dostałam ją od wujka, miała być prezentem na moje szóste urodziny i choć nie była już puszystym szczeniaczkiem tylko dorosłym psem od razu podbiła moje serce.
Nigdy nie psociła, nigdy niczego nie zniszczyła, była powiernikiem wszystkich moich dziecięcych trosk i marzeń. Kochana przez wszystkich niczym członek rodziny jeździła z nami nawet na wakacje, a kiedy nie było takiej możliwości to wracaliśmy szybciej bo: „Diana pewnie tęskni”. Uwielbiała surową marchewkę i kiszoną kapustę, nie znosiła wody.
Niestety zachorowała na raka, udało sie ją uratować dzięki przeprowadzonej na czas operacji. Cieszyliśmy sie naszą psinką jeszcze siedem lat, a potem nastąpił nawrót choroby. Tym razem wyrok: rak mózgu.
Walczyliśmy o nią do końca, o każdy jej dzień, każdą godzinę. Miała mocne serduszko, to dzięki niemu nie mogła lub nie chciała odejść. I choć od ośmiu lat czeka już przy Tęczowym Moście, na mojej półce wciąż stoi jej zdjęcie, a w szafie mam miskę i smycz. Tak można tęsknić tylko za prawdziwym przyjacielem.
|