Mój Najukochańszy maluszek Bobi…
Zawsze pragnęłam mieć psa przyjaciela i miałam… Towarzyszył mi przez 11 lat… 11 szczęśliwych lat…
Pamiętam jak maluszek przybiegł do mnie od mamy i wspinał się na ręce, był tak malutki, że mieścił się w jednej dłoni…
od razu wiedziałam, że to miłość, że to on…
Jak przyjechał do domku od razu się zadomowił, był tak mądry, że piszczał jak chciał wyjść na podwórko, gazety do niczego
nie były potrzebne. Bardzo szybko zaczął przynosić zabaweczki, żeby mu rzucać, do ostatnich chwil było go wszędzie pełno…
Myślałam, że odejdzie w biegu… na zielonej łące w blasku promieni słonecznych, bo tak kochał zabawy… Zawsze był
przyjazny, pocieszał i witał… niesamowicie radosny i z wielkim sercem… Nawet jak zostawał na chwile przy sklepie
wiernie czekał i niesamowicie cieszył się jak z niego wychodziłam… Był taki żwawy, pełny życia, zawsze radosny… Jego
radość życia, przyćmiewała wszystkie smutki i problemy… Z nim zawsze było dobrze, bezpiecznie… miał żyć wiecznie…
Zmarł nieoczekiwanie, nagle… W czasie powrotu do domu ze spacerku stał przed klatką i czekał na Pana. W pewnym momencie
zawrócił i pobiegł… Na nic zdały się krzyki i wołania, biegł dalej… Spotkał psy i pobiegł za nimi, a po chwili wolnym
krokiem podążał ku domowi, po schodach już nie dał rady wejść. Od razu poszedł do swojego posłania, położył się, by
odpocząć, następnego dnia mama dała mu zastrzyk przeciwbólowy i powoli umyła… Już miało być dobrze, pił, chodził,
starał się cieszyć, miał oczy tak pełne nadziei, że nawet nikt nie pomyślał, że one mogą kłamać… Niestety nasza radość
była krótka… Niedzielnego ranka mama wezwała weterynarza, który stwierdził, że mogą być to ostanie chwile…
Tyle pytań… dlaczego? po co? jak? Nie!!!!!!!! ZOSTAŃ!!!!! PROSZĘ NIE ODCHODŹ !!!!!!!
Napił się wody i zasnął, a razem z nim mój cały świat…
Mija już trzeci dzień, a ja cały czas mam oczy pełne łez…
Kocham i zawsze kochać będę…
Tęsknię i zawsze tęsknić będę…
Pamiętam i zawsze pamiętać będę…
|