Asterka i Maks |
zawsze brakowało mi miejsca pamięci o tych, którzy nigdy się nie skarżyli, zawsze kochali i mimo,że odeszli tak cicho, to ból zostawili ogromny…Prawie 11 lat dawała nam szczęście i uczyła bezinteresownej miłości maleńka Yorka Astra. Walczyłam o nią do końca, ale kiedy lekarz powiedział ,że to co robię to bestialstwo, poddałam się… I żałuję. Odeszła 17 lutego 2006r. Miałam wtedy oprócz Maksa- mieszańca, przygarniętego po przejsciach ze schroniska 4 koty. Asterka nigdy nie warknęła na nie, nigdy nie „pogoniła” ale czuły przed nią respekt. Nigdy nie wyjadały jej z miski,ani leżały obok niej.Jednak w dzień jej odejścia, Mela, najstarsza kotka zeskoczyła z kanapy, podeszła do leżącej na dywanie Asterki, polizała ją po główce i pogłaskała łapką… Podobnie było z Maksem, chociaż z nim koty robiły co chciały… Ale on taki już był. Cierpliwy i kochający,bez agresji i potrzeby dominacji. Chorował, ale nie byłam przygotowana jeszcze na to,że już nie ma szans. Jednak na dzień przed Jego odejściem Mela zaczęła lizać Go, głaskać i ocierać się o Niego, niemal wywracając go i wtedy już powinnam była zrozumieć… Dołączył do Asterki 22 marca 2010r. Mial prawie 13 lat. W rok odejścia Asterki 5 grudnia przybłąkał się do nas piąty kot. Anioł nie kot – Kubuś..Czasami myślę, że przysłala Go do nas Astra. Jest taki dobry jak ona. Kocham wszystkie moje „przyszwędaczki”. Melę, Szarotke, Kacpra, Bąbelka i Kubusia. Każdego najbardziej na świecie. Ale w moim sercu własne miejsce, bardzo bolące zawsze mają Astra i Maks.Wierzę, że spotkamy się właśnie na „tęczowym moście” . A dziś już boję, się bólu, który nadejdzie jak zaczną odchodzić pozostałe zwierzaczki… Dziękuję za to, że mogłam o nich powspominać… |
Ewa S. |