![]() |
Hubba-Bubba |
29.05.1999-8/9.07.2001
Hubcia sama sobie mnie wybrała. Nie należałam nigdy do osób lubiących koty, ponieważ nie rozumiejąc ich charakteru i zwyczajów, trochę się ich bałam. Wychowywałam się z psem, moją ukochaną Dianą, a Kiedy po ślubie wyprowadziłam się z domu, zabraliśmy ją oczywiście ze sobą. Przez kilka dni przyzwyczajała się do nowego mieszkania. Na szczęście okazało się wystarczająco atrakcyjne: miało szafę z metalowych koszyków, po których mogła się wspinać do woli i w których mogła zasypiać, wtulając się w wyprane i wyprasowane ubrania. Pełno w nim było kartonów, które kotka zaciekle obgryzała z każdej Niestety z powodu naszych późnych powrotów z pracy do domu, Hubcia zaczęła się nudzić. Wyglądała tęsknie przez okno (pierwsze miesiące życia spędziła przecież na podwórku, nie w mieszkaniu) i biła łapką w żaluzje, chcąc wyjść na dwór. Ponieważ mieszkaliśmy na parterze doszliśmy do wniosku, że nic nie stoi na przeszkodzie temu, by zacząć ją wypuszczać. Nauczyła się zeskakiwać z balkonu. Wracając wbiegała, najpierw pionowo, po ścianie bloku, odbijała się od niej i chwytała przednimi łapkami za dolną barierkę balkonu, podciągała się i już była w domu. Te skoki to był prawdziwy majstersztyk. Bałam się o nią na okrągło. Nieraz wróciła z podrapanym uchem czy nadwerężoną łapką, ale była taka szczęśliwa, spędzając noce na dworze, a dni w domu, że nie mieliśmy serca trzymać ją przy nas na siłę, kiedy chciała wyjść. W ten właśnie weekend musieliśmy wyjechać i Hubcią opiekowała się moja przyjaciółka. Powiedzieliśmy, aby nie wypuszczała kotki na dwór, dlatego po naszym powrocie do domu kicia ledwo się z nami przywitała, a już była na parapecie, prosząc o otworzenie jej drzwi balkonowych. Zazwyczaj rano, kiedy się budziliśmy, Hubcia piszczała już na balkonie chcąc wejść do mieszkania lub czekała w pobliskich krzakach, abyśmy ją zawołali. Ponieważ w weekend spędziliśmy z nią mało czasu, chciałam w poniedziałek zostać z nią w domu, dlatego spałam podczas gdy Tomek, mój mąż, przygotowywał się do wyjścia do pracy. Po ósmej zaniepokoiłam się jednak, że Hubci nadal nie ma. Wstałam i wołałam ją przez okno balkonowe i z sypialni. Niczego nie przeczuwałam nawet wówczas, gdy w chwilę po wyjściu Tomka z domu zadzwonił domofon. Hubcia leżała kilka metrów od naszego balkonu. Zginęła najprawdopodobniej pod kołami samochodu i ktoś przyniósł ją w miejsce, w którym łatwo mogliśmy ją znaleźć. Myślę, że widocznie nie można jej już było Pochowaliśmy ją w ogródku u dziadków. Kochałam ją tak bardzo, że wielu popukałoby się w głowę słysząc, że tak można kochać zwierzę. Okropnie przeżyłam jej odejście. Uświadomiło mi ono z całą wyrazistością jak nietrwałe jest życie, spokój, szczęście. Zaangażowałam się w pomoc zwierzętom w schronisku. Trochę się zmieniłam. Cały czas strasznie za Hubcią tęsknię i mam nadzieję, że wie o tym, iż była moim ukochanym przyjacielem. |
Magdalena |