Filipek


Filipek

1998 – 02.12.2008

Przybył do naszego domu 10 lat temu jako znajda uratowana spod śmietnika. Był malutki i samotny – prawdopodobnie mama go
zostawiła na pastwę losu. Proces udomowienia trwał długo. Filip o zadziornym charakterze potrafił gryźć i drapać, gdy
coś mu się nie podobało. Stopniowo uspokajał się, przyzwyczajał do domu, ludzi i psa, który był u nas już wtedy od
pięciu lat. Wyrósł na pięknego, ogromnego kocura. Był naszym oczkiem w głowie. Wyjątkowym, inteligentnym kocim
indywidualistą traktującym innych z rezerwą. Miał własne przyzwyczajenia i specyficzny gust kulinarny. Uwielbiał groszek
z puszki, sernik, gotowany bób i chipsy. Z upodobaniem wciskał się do wszelkich kartonów i pudełek oraz poddawał
zabiegowi czesania sierści. Był nieustraszonym kocurkiem, w którym lęk był zdolny wzbudzić jedynie włączony odkurzacz.
Gdy potrzebował chwil samotności chował się w swoich domowych kryjówkach, natomiast gdy chciał być blisko pojawiał się
ni stąd, ni zowąd witając się z każdym domownikiem. Im był starszy tym chętniej i częściej przychodził domagając się
pieszczot.

Dwa ostatnie tygodnie życia Filipka to nasza walka o niego (szczególnie mojej Mamy, która z była z nim przez cały czas)
i jego męczarnia. Zaczęło się od tego, że duży i silny kot nagle zaczął kuleć. Weterynarz nie stwierdził żadnego urazu w
obrębie kończyny i stawu biodrowego. Zapobiegawczo podał antybiotyk. Pomogło, ale jedynie na kilka dni. Filipek, wielki
miłośnik jedzenia przestał w ogóle jeść. Kolejne dni to nietrafione diagnozy dwóch weterynarzy. Operacja przetoki
zębowej, która go tylko osłabiła i podawane na oślep antybiotyki. Weterynarze nie rozpoznali choroby nerek pomimo, że ją
sugerowaliśmy. Nigdy nie zapomnę jak przyjechałam do rodziców, a mój ukochany, ledwo słaniający się na nogach koteczek
wstał i przeszedł w moim kierunku kilka kroków. Nigdy nie zapomnę jego ostatniego w życiu cichutkiego i bezradnego
miauknięcia, gdy patrząc na moją Mamę wyraźnie szukał u niej ratunku. Mama podtrzymywała go przy życiu nawadniając i
podając w strzykawce wysokobiałkową mieszankę. Filipek słabł i cierpiał… Za późno zmieniliśmy weterynarzy, już nic nie
dało się zrobić. Można było tylko skrócić cierpienie – został uśpiony 2. grudnia 2008 roku.

Filiniu najdroższy, bardzo mi Ciebie brakuje…

L.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.