2bkm

Dwa bezdomne kocie maluszki

Trzy tygodnie temu zauważyłam , że zniknęła nasza dzika
powdwórkowa kotka. Nie bała się tylko tych , którzy ją
dokarmiali. Wyniosłam jej jedzenie, nawoływałam, ale nie
wyszła. Mieszkała w piwnicy naszego budynku. Obeszłyśmy z
sąsiadką wszystkie piwnice i nigdzie nie mogłyśmy jej
znaleźć. Po podwórku chodził tylko kocur – jej partner, ale
uciekał przed nami. Następnego dnia patrzę, a z piwnicy
wygramoliły się dwa maluśkie kotki. Bały się przestrzeni,
ale piszczały za mamusią. Kocur natychmiast je przygarnął.
Byłam zdziwiona jego zachowaniem. Maluchy położyły się koło
niego i leżały na tekturowym pudełku. Pobiegłam do sklepu
po karmę dla młodych kąciat. Pogniotłam ją widelcem i
zniosłam na dół. Maluchy nie potrafiły dobrze jeść, ale z
apetytem lizały zawartość miseczki.Tak, zaczęła się moja
pierwsza w życiu opieka nad kociętami. Zauważyłam, że
maluszki mają zaropiałe oczka i wyciek z nosków. Z jedną
pania próbowałysmy je złapać i zanieść do lekarza. Małe
spryciule uciekały i nie dały się schytać. Zapytałam jednej
z użytkowniczek forum co robić w takiej sytuacji. Poradziła
dodawać mi witaminki do jedzenia.Tak też robiłam. Z dnia na
dzień kotki rosły, oczka stawały się coraz ładniesze,
zniknął wyciek z noska. Kocięta wychodziły na podwórko
tylko wtedy , gdy na nim nie było nikogo. Z okna klatki
schodowej obserwowałam ich pierwsze zabawy, jak goniły
kawałeczek sreberka po podwórku. Widziałam jak jeden
kociaczek lizał drugiego. Jak wzajemnie się o siebie
troszczyły. Widziałam, jak kocur uczył ich polować na
wróbelka.Jednak na widok człowieka natychmiast uciekały i
wskakiwały do częściowo zawalonej piwnicy sąsiedniej
posesji ( to podwórko studnia, dookoła są kamienice). To
tam, chyba okociła się kotka i dlatego nie widziałysmy
maluszków. Wiedziałam, że to niebezpieczne miejsce, że
nasze podwórko jest co najmniej raz w roku zalewane podczas
ulewy. Postanowiłam choć troszkę je oswoić i gdzieś
ewakuować. Wiedziałam , że jak woda wdziera się do podwórka
to natychmiast zalewa wszystkie piwnice. Kombinowałam jak
to zrobić. Chodziłam do nich nawoływałam, ale nie
podchodziły. W ten poniedziałek czekały na jedzenie. Na mój
widok nieśmiało wyszły z okienka piwnicznego, ale jak
zrobiłam ruch ręką, żeby nalać im mleczka i nałożyć karmę
zwiały. Wtedy zauważyłam, że maluszki mają piękne
błyszczące oczka, żadnych wycieków, nic. Uradowana wróciłam
do domu obwieścić rodzinie tą wiadomość. Wczoraj rano gdy
dawałam im śniadanie maluchy radośnie bawiły się na
podwórku. Na mój widok zwiały, ale pojawiły się za chwilę i
mi sie przyglądały z bezpiecznej odłegłości. Nie wskoczyły
do piwnicy. Cieszyłam się , uznałam to za sukces . Cały
czas mi świtała w głowie jedna myśl- ewkuacja. Nie mogłam
wleźć do tej piwnicy, bo drzwi do niej są zamurowane.
Jedyne wejście to małe okienko, którym wychodziły i
szczelina po byłych drzwiach. Poszłam do facetów i umówiłam
się z nimi na wyłapanie kotków. Powiedziałam im o moich
obawach.Zrozumieli, ale od razu mnie uspokoili, że w razie
ulewy otworzą nielegalnie kanał burzowy znajdujacy sią obok
i że maluchom się nic nie stanie, a poza tym przecież nie
zapowiadali ulewnych deszczy tylko niewielkie opady. Ich
zdaniem jeszcze były dzikie i głupiutkie , właziły na widok
człowieka w każdą dziurę ze strachu. Mimo wszystko akcja
miała być przeprowadzona podczas kolacji. Była piękna
pogoda, świeciło słoneczko, nic nie zapowiadało tragedii. A
jednak ona nastapiła. O godzinie 12:15 niespodziewanie
nastapiło oberwanie chmury.Ściana wody spadła na nasze
miasto. Natychmiast wybiegłam na podwórko, i nogi się
ugieły pode mną. Na podwórze wlała sie rzeka wody i
natychmiast zalała wszystkie piwnice. Mężczyżni walczyli z
kanałem burzowym, woda siegnęła do parterowych okien. Cała
mokra cofnęłam sie na klatke schodową i płakałam.
Wiedziałam, ze moje maluszki utonęły. To działo się za
szybko. Woda z podwórka wlewała sie do klatek schodowych.
Mężczyzni stali po pachy w wodzie i walczyli z kanałem.
Udało się. Odskoczyli na bok, żeby woda nie wepchnęla ich
do srodka. Woda zaczęla schodzić z podwrórka i mężczyzni
zauważyli, że wypłynęły ciałka kotkow. Wir wepchął je do
kanau burzowego. Po chwili przyjechali strażacy i zaczęli
wypompowywać wodę. Skończyli o 19:00.. Kiedy woda opadła
nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Stary kocur, spał na
samochodzie stojącym na podwórku. Nikt nie wie jakim
cudem , ale wskoczył na dach i przeżył. W tym czasie
maluchy spały w piwnicy. Od mężczyzn się dowiedziałam, że
kotka – matka maluchów została zabrana z podwórka i
zamordowana przez jakis wyrostków wracających z dyskoteki.
Nie mówili mi wcześniej tego, żeby mnie nie martwić.
Podobno widział to jakiś pijak , który spał w bramie i się
przed nimi schował, żeby nie oberwać. Towarzycho albo było
pijane, albo naćpane.
Kiedy woda opadla z podwórka i strażacy wpuścili pompy do
piwnic stary kocur chciał tam wskoczyc. Biegał po podwórku
jak szalony, miauczał i próbował dostać się do piwnic.
Strażacy i mężczyzni go odganiali, żeby nie wpadł i się nie
utopił. Od wczoraj siedzi na oknie na parterza , nad tym
nieszczęsnym okienkiem piwnicznym i nic nie je. Siedzi
skulony i nie przyjmuje pokarmu.

Dwa maleńkie koteczki, które stały na progu życia. Dwie
bezimienne istotki, które tak radośnie bawiły sie tego
ranka zginęły. Gdyby były chore, cierpiały, może byłoby mi
lżej, ale one się tak cieszyły, chciały życ. Dlaczego tak
się stało? Dlaczego byłam bezsilna? Dlaczego nie zdołałam
ich uratować. Dlaczego?????
Czuję sie winna, za to, że tak sie stało.
Wybaczcie mi maluszki, czuję się podle. Siedzę i ryczę.
Znałam was tak króciutko, ale pokochałam was -szczerze.
Tęsknie za wami i to bardzo mocno. Bardzo mi was brakuje.
Nie macie mogiłki, więc niech ta stronka TM, będzie waszą i
waszej mamusi mogiłą. Taką symboliczną. Nie znałam nawet
waszej płci, nie maiałyście imion, ale to nie ma znaczenia.
Kocham was maluszki , na zawsze już wdarłyście się do
mojego serca i macie w nim swój kątek.
Kociaczki moje kochane, odeszłyscie, a nocy ponownie nas
zalało. Mieliśmy powtórkę tego co było w południe.
Wasza śmierć nauczyła mnie jednego. Nie bierania
odpowiedzialności za to , na czym się nie znam. Gdybym
wiedziała jak postepować z kotkami, jak je oswajać. może
udałoby mi się wcześniej was wydostać z tej cholernej
dziury, która stała sie waszym grobem.

Odeszły za TM 8 sierpnia 2006 roku o
godz.12:15

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.