Łatka – „Tusiek” |
Miałaś na imię Łatka, ale nazywałam Cię Tuśkiem i bardzo Cię kocham. Nie, nie kochałam… Kocham, bo przecież to uczucie nigdy nie minie. Kocham Cię równie mocno jak w dniu, gdy się poznałyśmy jak i w chwili, gdy musiałyśmy się pożegnać.
Dostałam Cię niespodziewanie pewnego sierpniowego dnia w 1998 roku. Byłaś nieplanowanym prezentem dla dziewięcioletniej dziewczynki, która z powodu nieśmiałości nie umiała nawiązać kontaktu z rówieśnikami. Śliczne szczenię jamniczki i kundelka, maleństwo na krótkich łapkach, białe w brązowe łatki (stąd też wzięło się Twoje imię). Natura obdarzyła Cię krótkim ogonkiem i pięknym hybrydowym zjawiskiem – jedno oczko miałaś błękitne po tacie, drugie brązowe po mamie. W dodatku na niebieskiej źrenicy tkwiła brązowa plamka, a na brązowej, symetrycznie, plamka koloru niebieskiego nawet oczka miałaś łaciate. Nasz pierwszy dzień zapamiętam do końca życia – tuliłam Cię wtedy do serca taką drżącą, malutką, pachnącą. Później przespałaś cały dzień na moich kolanach. Od tej pory moje dziecięce lata nie były już samotne. Jedno małe psie wypełniło wielką pustkę, jaką był brak przyjaciela. Wspólne spacery, spanie w jednym łóżku mimo zakazu rodziców, podkradanie kiełbaski dla Ciebie. Chodziłaś za mną krok w krok, czekałaś wiernie pod drzwiami na mój powrót ze szkoły, dzielnie przeganiałaś chłopców, którzy mi dokuczali. Kochałaś drapanie po brzuszku i radosne tarzanie się w trawie. Spojrzenie Twoich niejednakowych oczu przeganiało wszystkie smutki. Życie nie oszczędzało jednak takiej małej istotki jak Ty. Często chorowałaś, miałaś słabe serduszko, zaćmę i ataki padaczki. Na domiar złego Twoje malutkie ciałko zaatakował nowotwór. Walczyłam o Ciebie jak tylko mogłam. Wypłakałam ocean łez, ale Ty byłaś bardzo dzielna. Wielokrotnie udawało nam się wygrać… wygrałyśmy w ten sposób prawie 14 wspólnych lat. Niestety moja Tusiu, ciągłe leczenia i operacje także osłabiły moją malutką istotkę. Byłaś coraz smutniejsza, nie cieszyły Cię już smakołyki, zabawy ani nawet wspólne spacery w ulubione miejsca. Coraz częściej pojękiwałaś z bólu, a większość dnia upływało Ci na niespokojnym śnie u mojego boku… W końcu zaczęłaś się poddawać…Jakiś czas potem musiałam się poddać i ja. Trudno to jednak nazwać poddaniem się, bo pożegnanie się z Tobą było jedną z najtrudniejszych decyzji w moim życiu. Tamtego dnia schowałaś się przed nami, jakbyś chciała, byśmy nie patrzyli na to, co się z Tobą dzieje. Znalazłam Cię bardzo słabą, z krwią na pyszczku
Traciłaś już Pochowaliśmy Cię w Twoim koszyku, owiniętą w ulubiony kocyk, z Twoimi zabawkami, smyczą, miseczką. Nie mogłabym na nie patrzeć nie rozpaczając przy tym. Chciałam poza tym, aby to zostało z Tobą, ponieważ było tylko Twoje. Zostawiłam sobie tylko Twoją obróżkę ze szczenięcych lat mój talizman. Leżysz pod swoim ulubionym drzewkiem w moim ogródku, pod którym przesiadywałaś w upalne dni. Wyglądałabyś jakbyś spała, gdyby nie nieruchoma klatka piersiowa i zasłonięte ślepka. Oddanie ziemi mojego kochanego Pieska było dla mnie straszną tragedią. Wiedziałam, że kiedyś to nastąpi, ale nigdy nie byłam na to gotowa. Na ostatnie pożegnanie nikt nie jest gotowy nieważne czy żegna się kogoś z rodziny, czy przyjaciela – czy to ludzkiego, czy kochanego zwierzaka. Miałaś na imię Łatka, ale częściej nazywaliśmy Cię Tuśkiem albo Łaciorkiem. Ja nazywałam Cię także moją Malutką albo Psim Aniołkiem. Teraz jesteś już nim naprawdę. Gdziekolwiek jesteś – bardzo Cię kocham i bardzo za Tobą tęsknie. I nie zważając na to, co mówią ludzie (o których Mały Książę wiedział, że widzą kapelusz, a nie węża), ja wiem, że jesteś gdzieś teraz zdrowa i szczęśliwa. Kocham Cię moja Tusiu i nie mogę się doczekać, kiedy znowu Cię zobaczę, chwycę na ręce i razem przejdziemy przez Tęczowy Most. Tymczasem jednak dziękuję Ci, że byłaś tu ze mną. Do zobaczenia, Mój Psi Aniołku! |
Paulina C. P.S. Jako dwunastolatka napisałam wierszyk dedykowany mojemu Maleństwu. Znalazłam go, tknięta tęsknotą. Jego ostatni zwrotka brzmi: Choć słów nie używa tylko głośno szczeka |